Reklama

Kopiec kreta w prezencie dla Jarosława Kreta

24/05/2015 11:08
Spotkanie rozpoczęło się dość nietypowo, bo od przedstawienia prognozy pogody. - Prawie zawsze jestem zaczepiany na ulicy i wszyscy mnie pytają "Panie Jarku, jaka będzie pogoda?". Prognozowanie to budowanie przypuszczeń i mówienie o tym, że będzie tak prawdopodobnie - mówił Jarosław Kret. Stąporkowskie spotkanie w większości było poświęcone książkom, które napisał jako zapis swoich podróży m.in. na Madagaskar czy Egiptu. - Wiele osób nie ma  świadomości, że ten gość od pogody pisze książki. Zanim zacząłem robić prognozę pogody, tworzyłem program "Klub podróżników". Jeździłem z kamerą po świecie. Była to kontynuacja bardzo dobrego programu "Klub sześciu kontynentów", do której namówiłem dyrektora Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego - opowiadał. Program obecny był na telewizyjnej antenie przez cztery lata.

Prosta pogoda

Kilka lat później Kret wrócił do telewizji właśnie jako prezenter pogody. - Mieszkałem wtedy w Indiach, moją narzeczoną była hinduska aktorka. Kiedy przyjechałem do Warszawy, na spotkanie zaprosiła mnie koleżanka z telewizyjnej Trójki, która zaproponowała mi właśnie zapowiadanie pogody - wspominał. Jak przyznał początkowo był bardzo sceptycznie nastawiony, a ostatecznie przekonała go inna koleżanka. Użyła argumentu, że we Francji prezenterzy pogody są bardzo znani i chodzą po czerwonym dywanie, co ułatwia im realizowanie innych projektów. - Chcesz pisać książki i chcesz je sprzedawać to musisz się zgodzić - przekonywała. Był 2002 rok, tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. - Chciałem ludzi edukować. Opowiadać o świecie. Postawiłem dyrektorowi swoje warunki. Jednym z nich był to, że nikt nie będzie miał wpływu, na to co mówię i w co się ubieram. Nie znoszę krawatów, ani garniturów - mówił. - Postanowiłem, że uproszczę opowiadanie o pogodzie.Żyjemy w świecie ogromnego szumu informacyjnego, więc pogoda musi być przedstawiana bardzo prostym językiem, tak by każdy mógł go zrozumieć -wspominał prezenter. Jego prognozy tak się spodobały widzom, że szybko awansował ze stołecznego kanału TVP na główną antenę TVP1.

 Gołąbki w gołąbku

W czasie stąporkowskiego spotkania Jarosław Kret opowiadał też o podróżach i poznawanych tam kulinarnych smakach. Zdziwienie publiczności wywołały opowieści o tym, że uważane za polskie potrawy mają zagraniczne pochodzenie. Tak jest m.in. z  bigosem, który przyjechał do nas z Turcji. Początkowo jako mięso zakwaszane cytryną, a dopiero później do zakwaszania Polacy użyli kapusty kiszonej. - W Egipcie moi znajomi chcieli mnie ugościć pysznym daniem przygotowanym na zamówienie przez jedyną panią, która umiała je przyrządzić. Okazało się, że nadzienie smakuje jak polski gołąbek, ale nie jest owinięte w liści kapusty, ale w pieczonego, związanego gołębia - opowiadał.

 Ciasto na finał

Prezenter tak dobrze poczuł się w Stąporkowie, że nie chciał kończyć spotkania, które ostatecznie trwało niemal trzy godziny. Publiczność mogła obejrzeć zdjęcia z podróży m.in. na Madagaskar, przymierzyć egzotyczne ubrania, a panie z chęcią malowały sobie hinduskie kropki na czołach. Jarosław Kret z chęcią pozował do zdjęć i podpisywał swoje książki. Nie krył radości z prezentu, jaki otrzymał od dyrektor Katarzyny Sorn. Było to ciasto - kopiec kreta, które kilka godzin wcześniej upiekła Edyta Młodawska pracująca w kawiarence MGOKiS.
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Konecki24.pl




Reklama
Wróć do