W pokoju na parterze OW Łucznik od nielegalnie używanego czajnika elektrycznego wybuchł pożar. Właściciel ośrodka Grzegorz Ciura zarządził ewakuację ludzi z parteru i po zdarzeniu powiadomił Stanowisko Kierowania PSP w Końskich. Oficer dyżurny PSP wysłał do akcji Ochotniczą Straż Pożarną Krajowego Systemu Ratowniczo Gaśniczego z Dziebałtowa i Modliszewic oraz Jednostkę Ratowniczo Gaśniczą.
Na skróty przez las
OSP KSRG z Dziebałtowa pojechał do Sielpi na skróty. Ze swojej remizy przez wieś, potem przez las. Druhowie strażacy dowodzeni przez dh Rafała Kuletę, który zna swoje rzemiosło doskonale, bowiem w jest aspirantem straży zawodowej i dowódcą zastępu dotarli na miejsce pożaru pierwsi. Chwilę po nich dojechał wóz bojowy JRG, którym kierował asp. Tomasz Skowron, a potem pojawiła się OSP KSRG Modliszewice.
Gaszenie i ewakuacja
Akcja gaszenia pożaru przebiegła błyskawicznie. Jednak w całym budynku, po wszystkich piętrach rozprzestrzenił się dym. Zarządzono ewakuację wszystkich mieszkańców. Strażacy założyli aparatu ochrony dróg oddechowych, weszli do zadymionych pomieszczeń na parterze budynku. Sprawdzali, czy nikt w nich nie pozostał. Wyprowadzili dwie kobiety, które były nieco oszołomione dymem. Ratownik medyczny Marcin Pytlos udzielał im pierwszej pomocy. Strażacy oddymili pokoje, przewietrzyli. Kamerą termowizyjną sprawdzili, czy w niewidocznych dla ludzkiego oka miejscach nie zostało zarzewie ognia. I na tym akcja zakończyła się.
Poznawanie labiryntu
Młodszy brygadier Adam Zielińsk dowódca JRG PSP w Końskich, który weryfikował przebieg ćwiczeń taktyczno-bojowych mówi nam, że zadania zostały wykonane prawidłowo, zgodnie ze scenariuszem. Znakomicie swój obowiązek spełnił właściciel Łucznika. Zarządził ewakuację i dopilnował jej przebiegu. Powiadomił strażaków, którzy zajęli się najważniejszymi działaniami - ratowaniem zdrowia i życia ludzi jak też mienia.
Po zakończonej akcji zwinięciu sprzętu strażacy OSP i JRG zwiedzili budynek hotelowy. Zaglądali w zakamarki, zaznajamiali się z labiryntem korytarzy, usytuowaniem wyłączników głównych prądu, rozdzieli, punktów czerpania wody, itd.itp. Bo gdyby w rzeczywistości w budynku wybuchł pożar, ratownicy mieli by mniej zagadek do rozwiązywania. Wiedzieliby jak podjechać samochodami pod obiekt, by nie utrudniać innym zastępom ruchu, gdzie podłączyć węże do pobierania wody, jak najkrótszą drogą dotrzeć do miejsc zagrożonych. Takie ćwiczenia są konieczne - podsumowuje bryg.Zieliński. - Niestety, czasami na obiektach ćwiczymy walcząc z autentycznym pożarem.
Komentarze opinie