KSSPR Końskie uległ w minioną niedzielę na wyjeździe Viretowi CMC Zawiercie 27:28, choć jeszcze na kwadrans przed końcem gry nasi szczypiorniści prowadzili różnicą siedmiu bramek!
Początek spotkania należał do konecczan. Nasi zawodnicy mozolnie budowali przewagę. Ich dobra gra spowodowała, że w 20. minucie prowadzili trzema "oczkami" (9:6). Na przerwę zeszli z taką właśnie przewagą (12:9).
Podarowali punkty gospodarzom
Początkowe minuty drugiej odsłony wskazywały, że przyjezdni odniosą łatwe zwycięstwo. W 45. minucie było już 22:15 dla KSSPR-u. To co wydarzyło się w ostatnim kwadransie, a nawet ostatnich 10 minutach meczu, ciężko jest racjonalnie wytłumaczyć. KSSPR miał siedem bramek przewagi i nagle stracił niemal całą skuteczność. W ważnych momentach swoich 100-procentowych okazji nie wykorzystali m.in. Ernest Pilarski (w sytuacji sam na sam z Rafałem Ratuszniakiem trafił w poprzeczkę) i Michał Bąk, który przegrał pojedynek z wychowankiem Końskich. A ostatnia minuta to prawdziwy horror. Na 50 sekund przed końcem wychodzimy na prowadzenie 27:26. Potem miejscowi zdobyli dwie bramki i zainkasowali komplet punktów.
Powiedział po meczu
Michał Przybylski, trener KSSPR: Graliśmy praktycznie jedną szóstką. W końcówce zabrakło też doświadczenia, zimnej głowy i skuteczności. Ernest Pilarski i Michał Bąk nie rzucili bramek ze 100-procentowych pozycji. Swoje dołożyła dwójka sędziowska: dawno nie widziałem tak skrzywdzonej drużyny, jak nasza. To jednak nas nie usprawiedliwia, gdyż mając taką przewagę powinniśmy dowieźć zwycięstwo.
Komentarze opinie