
Życie Bartosza Czarneckiego zmieniło się w jednej chwili — najpierw brutalna diagnoza: złośliwy nowotwór pęcherza z przerzutami do kości i szpiku, potem walka w izraelskiej klinice, a teraz dramatyczna ewakuacja z ogarniętego wojną kraju. Choć codziennie toczy bój z chorobą i bólem, nie zamierza się poddać, bo ma dla kogo żyć — dla żony i małego synka.
Bartosz Czarnecki całe życie marzył o byciu ojcem. Kiedy w końcu jego upragniony synek Marcel przyszedł na świat, powinien był być najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Zamiast tego przyszło mu zmierzyć się z najtrudniejszą walką w swoim życiu — walką o przetrwanie. Walczy z agresywnym nowotworem złośliwym pęcherza moczowego z przerzutami do kości i szpiku. Choroba odebrała mu siły, ale nie nadzieję.
Diagnoza spadła na Bartosza nagle i bezlitośnie. Przez dziewięć miesięcy żył w bólu i niepewności, zanim usłyszał, co dokładnie mu dolega. Chemioterapia w Polsce nie przynosiła rezultatów, a wyniszczenie organizmu postępowało. Przetaczanie krwi stało się cotygodniową koniecznością, a ból nóg i kręgosłupa odbierał resztki sił.
Lekarze w Polsce nie dawali mu szans, ale Bartosz nie zamierzał się poddać. Dla żony Karoliny i małego synka postanowił walczyć do końca. Szansą okazało się leczenie w klinice Assuta w Tel Awiwie w Izraelu. Tam podjęto próbę ratowania Bartosza, wdrażając nowoczesne terapie, które miały dać mu szansę na życie.
W połowie maja Bartosz rozpoczął leczenie w Izraelu. Niestety, już podczas pierwszych dni terapii ból był tak silny, że żadne środki przeciwbólowe nie przynosiły ulgi. Dodatkowo okazało się, że poza nowotworem Bartosz zmaga się także z chorobą immunologiczną, która dodatkowo komplikuje leczenie. Lekarze musieli zająć się także współistniejącymi schorzeniami, by terapia mogła być skuteczna.
– Czekamy na wyniki biopsji węzłów chłonnych. Rokowania są dobre, ale leczenie będzie długotrwałe i trudne. Mąż jest bardzo słaby, ból nóg nasila się, ale jego wiara i nasze wsparcie pozwalają mu walczyć – mówiła wówczas żona Bartosza, Karolina.
Niestety dramatyczna sytuacja na Bliskim Wschodzie skomplikowała wszystko jeszcze bardziej. Izrael pogrążył się w konflikcie zbrojnym, a ataki rakietowe stały się codziennością. Bartosz i jego rodzina wielokrotnie musieli uciekać do schronów w trakcie ostrzałów. W obliczu narastającego zagrożenia zapadła decyzja o ewakuacji.
W środę, 18 czerwca, Bartosz wraz z rodziną wrócił do Polski. – Dziękujemy wszystkim za modlitwę i wiadomości, które do nas płynęły. Pytacie jak Bartek... Jest bardzo zmęczony, ale jego stan jest stabilny. Wszystkie dawki leków zdążył przyjąć zgodnie z planem. Po ewakuacji Elena, która zajmowała się naszym leczeniem, zabrała nas do swojego mieszkania poza Tel Awiw – relacjonowała Karolina.
Na szczęście udało się zorganizować kontynuację terapii w Grecji. Już za kilka dni Bartosz rozpocznie leczenie w Atenach. Rodzina, przyjaciele i ludzie dobrej woli nie przestają pomagać, a zbiórka na leczenie trwa dalej.
– Dziękuję Wam za dotychczasową pomoc. Dzięki Wam mogłem podjąć leczenie w Izraelu i nadal walczyć. Koszty są ogromne, pieniądze, które udało się zebrać, w dużej części zostały już wykorzystane. Proszę, nie zostawiajcie mnie teraz. Proszę o dalsze wsparcie i modlitwę – napisał Bartosz pod koniec maja.
Dziś każdy dzień jest dla Bartosza walką z bólem, chorobą i niepewnością. Ale ma dla kogo walczyć — dla ukochanej żony i małego synka. Dla życia, które jeszcze się nie skończyło.
Pomóż!
Pomóc możesz wchodząc na link https://www.siepomaga.pl/bartosz-czarnecki
***
Możesz również wysłać SMS na numer telefonu 75365 Treść SMS 0787333
Koszt 6,15 zł brutto (w tym VAT)
***
Możesz również odliczyć na rzecz Bartosza 1,5% swojego podatku
Numer KRS 0000396361
Cel szczegółowy 1,587333 Bartosz
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie