
Ruch drogowy na skrzyżowaniu ulic Wojska Polskiego, Lipowej, Armii Krajowej i Mostowej odbywa się niczym na rondzie. Samochody muszą objeżdżać olbrzymią wyspę, by dostać się na swój kierunek jazdy. Niektórzy nie widzą znaków informujących o ulicy Armii Krajowej, która ma pierwszeństwo przejazdu i pakują się wprost pod koła aut.
Wszystko jak na rondzie, choć to rondem nie jest.
Na wspomnianej wyspie wielu kierowców traci orientację, zachowuje się jak na rondzie co w efekcie doprowadza do wymuszeń pierwszeństwa przejazdu, w konsekwencji wielu kolizji, wypadków drogowych.
To rozwiązanie skrzyżowania ulic od dawna sprawiało kierowcom kłopoty. Choć posiada pionowe i poziome oznakowanie okazuje się, że kierowcy jeżdżą na... pamięć, a nie stosują się do przepisów wypisanych na znakach. Pierwszeństwo przejazdu mają ulice: Armii Krajowej i Lipowa, które kończą się właśnie na obwodzie koła. Natomiast podporządkowane ulice to Wojska Polskiego i Mostowa.
Najczęściej do zdarzeń drogowych dochodzi, gdy samochód wyjeżdża z ulicy Mostowej i chce kontynuować jazdę w ulicy Wojska Polskiego. Nie zwraca uwagi, że docierając do Armii Krajowej stoi znak, który informuje, że ta ulica posada pierwszeństwo przejazdu, a nie samochód który porusza się po obwodzie wyspy, jak to dzieje się na rondzie.
I właściwie w tym jednym miejscu dochodzi do różnorakich kolizji. Samochód wyjeżdża z ul. Mostowej i mknie na wprost. W tym czasie ul. Armii Krajowej nadjeżdża auto mające pierwszeństwo. I już słuchać łomot, trzask rozrywanych blach karoserii aut. I w następstwie zderzenia, brutalne słowa jakie padają po zluzowania systemu nerwowego kierowców.
Rozwiązanie stosowane na skrzyżowaniu jest ciągle poprawiane. Praktycznie od momentu zbudowania tej ziemnej patelni, na lato obsadzanej ślicznymi kwiatami. Po nasileniu się zdarzeń, drogowych w tym miejscu kółko obstawiane jest nowymi znakami. Wydawać się może, że znaki pionowe są coraz większych rozmiarów. I stoją tak gęsto, że nie sposób ich nie dojrzeć. A jednak nie spełniają swojej roli. Dla wielu szoferów znikają w momencie dojeżdżania do skrzyżowania.
Już dokładnie wiadomo, że to skrzyżowanie nie ma szczęścia do płynnego, bezkolizyjnego ruchu. Więc w różnych urzędach zbierają się gremia fachowców od ruchu drogowego. Policjanci prezentują swój pogląd, urzędnicy starostwa swój, a użytkownicy dróg mają swoje przekonania jak rozwiązać ruch na okrągłym skrzyżowaniu, by wreszcie zapanował porządek. O tym problemie wiele razy pisaliśmy. Zwłaszcza, gdy na skrzyżowaniu trzepnęło się kilka samochodów. Szczęściem żadnemu z kierowców nic się nie stało.
Gdyby to feralne skrzyżowanie oznakować jak rondo, pewnie i kolizji byłoby mniej, o ile nie zniknęły by całkowicie. Być może do tego wniosku i zastosowania go w praktyce odpowiedzialni za drogi wreszcie dojdą. Zlikwidują znaki jakie teraz znajdują się na kółku, a umieszczą nakazujące objazd. Zda się stwierdzić, że przemianowanie skrzyżowania w rondo jest prawdopodobnie wielkim inżynierskim zadaniem. Tego - jakby sobie praktyk wykombinował - jednym machnięciem pióra, jednym podpisem załatwić się nie da!
Na razie namawiamy kierowców, by skrzyżowanie pokonywali jadąc wolno z baczną obserwacją znaków.
Tekst i fot. MARIAN KLUSEK
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
inwestor skrzyzowanie budował jako rondo,a po polsku chcieli mieć nie rondo tylko coś co byłoby jakimś tworem z kosmosu,może więcej myślenia dla nadzorujących tam ruch,byle szybko,bo czas ucieka i jest mało bezpiecznie