
W budynku Ochotniczej Straży Pożarnej w Kazanowie mieszka 11 uchodźców, kobiet i dzieci. Zostały przeniesione z ośrodków wypoczynkowych w Sielpi. Wygląda na to, że traumę nabytą w Ukrainie na chwilę zostawiły "za progiem". Dziś świętują jedenaste urodziny Wiolety. Pobyt w Kazanowie chwalą sobie, choć nie zapominają o Charkowie skąd pochodzą.
Większość obywateli Ukrainy, zakwaterowanych obecnie w ośrodkach wypoczynkowych w Sielpi, będzie mogła tam pozostać co najmniej do końca maja.
Niedawno uznawano, że mieli tu mieszkać jedynie do końca kwietnia 2022 r. Właściciele ośrodków wczasowych przedłużają pobyt uchodźcom, jeżeli nie mają wcześniejszych zobowiązań. Zdarza się też, że przekierowują grupy turystów do sąsiednich ośrodków, by Ukraińcy mogli spokojnie przeczekać trudny czas. Cześć z nich zostało relokowanych. Jedenaście osób, czyli matek z dziećmi pojechało do Kazanowa i zamieszkało w budynku Ochotniczej Straży Pożarnej.
Jak nam powiedział dh Krzysztof Sota, prezes OSP, a jednocześnie sołtys Kazanowa, przygotowano im godne warunki bytowania.
- Nie są to hotele, czy warunki panujące w ośrodkach wypoczynkowych ale też nie są siermiężne. W przeszłości nikt nie przypuszczał, że strażnica OSP może kiedyś posłużyć za mieszkania dla potrzebujących. A jednak życie wyprzedziło czas. W pomieszczeniach na piętrze, które były zapleczem socjalnym dla druhów strażaków, zorganizowaliśmy kuchnię. Jest to pomieszczenie z kuchenka gazową, zlewem, z wodą gorącą. Za ścianą z wejściem z innej strony jest szalet a nieco dalej łazienka z prysznicem. Wygospodarowaliśmy również pomieszczenie, wyposażyliśmy w pralkę automatyczną, która służy naszym gościom. Bo to są goście, którzy akurat w tym momencie potrzebują i oczekują pomocy. Często do Ukraińców mieszkających w strażnicy nich przychodzą mieszkańcy Kazanowa. Przynoszą różne produkty spożywcze. Nikt nikomu nie wypomina, że ten jest biedny, a tamten bogaty - podkreśla prezes Krzysztof Sota.
Wioleta Jakimienka, razem z mamą Olgą uciekły przed wojną z Charkowa. Mieszkają wraz z innymi Ukraińcami w budynku Ochotniczej Straży Pożarnej w Kazanowie. I tu, w tym nowym domu, z daleka od swojego w Charkowie, jednak w rodzinnej atmosferze Wioleta obchodziła swoje jedenaste urodziny. Mieszkańcy Kazanowa przygotowali dla niej przyjęcie - niespodziankę, ze śmietankowo-malinowym tortem, który przygotowała dla niej mieszkanka Kazanowa Aleksandra Łapot. Powiedziała nam, że wspólnie z koleżanką Dominiką postanowiły sprawić dziewczynce przyjemność na urodziny. Skrzyknęły się przez media społecznościowe. Sąsiedzi przynieśli smakołyki i prezenty.
Wojciech Owczarek, notabene radny powiatowy, ale jako prywatny obywatel kupił telefon komórkowy jedenastoletniej Wioli. Na urodziny przybył z rodziną. Inni darczyńcy dołożyli przybory do malowania, zestaw do badmintona i słodycze. Ustawiali się w kolejce z prezentami. Dziewczynka była zszokowana takim przyjęciem, odruchami serca zupełnie obcych ludzi nowych sąsiadów. Dominika w gronie swoich znajomych zrobiła zbiórkę i kupiła tablet. Myślę, że dzięki temu, dzień urodzin Wiolety jest dla niej radosny, jak w domu - mówi Aleksandra.
Wioleta pytana o to, jakie ma życzenie na kolejny rok mówiła, że potrzebuje tylko pokoju w swoim domu, w Ukrainie. Poza tym wszystko ma. Jedna z Ukrainek mieszkających w Kazanowie pokazała nam marzenie Wioli. Na rysunku, widać to, czego ta młoda uchodźczyni pragnie. Pokój z komodą, na której stoi telewizor, jest niewielkie akwarium z pływająca w nim rybką i kot zaglądający do słoja. A w oknie zasłony i obrazek z kwiatkami na ścianie.
Krzysztof Sota, sołtys Kazanowa dziękował mieszkańcom wsi za ich zaangażowanie w pomoc nowym mieszkańcom remizy. Lokatorów strażnicy odwiedza codziennie. - Widzę, że ludzie przywożą żywność, środki chemiczne, wszystko czego potrzebują uchodźcy. Jestem im za to bardzo wdzięczny i za pośrednictwem Tygodnika Koneckiego szczerze darczyńcom dziękuję - podkreśla.
Wioleta razem ze swoją mamą Olgą mieszkały w Sielpi i jako jedne z pierwszych zostały przeniesione do Kazanowa. Pani Olga mówi, że w Ukrainie została jej 26-letnia córka wspólnie ze swoim chłopakiem. I dzięki temu wie, że ich dom ciągle stoi, chociaż rosyjska bomba spadła zaledwie 100 metrów od zabudowań. Jak wspomina, Charków to było piękne, zadbane przez mieszkańców miasto. Z milionami kwiatów. Ostatnio uruchomiono nowe linie komunikacji miejskiej. Największą dumą było lokalne ZOO, które często odwiedzały jej córki. Pokazała nam filmiki, jakie dla zachowania w pamięci i sercu ma zarejestrowane telefonie. W ZOO spacerują zwierzęta, swoje wdzięki pokazują kolorowe ptaki, pięknie wszystko uzupełnia przyroda. Teraz w tym miejscu są ruiny, połamany beton, kurz, zgliszcza. ZOO zostało na filmie w telefonie Olgi.
- A w Polsce, której jesteśmy winni dozgonny szacunek, jest nam dobrze. Ja od miesiąca pracuję w Końskich, w szwalni. Chciałabym jak najszybciej wrócić do ojczyzny, kiedy tylko sytuacja się uspokoi. Wrócimy i odbudujemy Charków. Choćby ruskie wojsko nawet zmieliło ten połamany beton w piach, zrównało miasto z gruntem. Wrócimy, odbudujemy!
W ośrodku "Kasia" mieszkają 152 osoby. Cezary Wrona, właściciel ośrodka mówi nam, że do 6 czerwca wszyscy pozostaną w domkach wczasowych. Później będzie musiał udostępnić ośrodek dla grup zorganizowanych, które wcześniej wpłaciły zaliczki nim ktokolwiek pomyślał, że będzie wojna w Ukrainie, a ludzie wylądują w w Sielpi. Obiekt będzie wyłączony dla obywateli Ukrainy do końca września.
W "Kasi" mieszkają w domkach cztero- czy siedmioosobowych. Wszyscy tu się zżyli, po dwóch miesiącach ośrodek funkcjonuje jak małe osiedle. Przed domkami w ogródkach sadzą kwiaty. Zagospodarowują je na swoją modę. Zaaklimatyzowali się. Codziennie wożą autobusem dzieci do szkoły w Końskich. Cezary Wrona podkreśla, że właściciele i obsługa ośrodka zżyła się z obywatelami Ukrainy i zapewniając opiekę wykraczającą poza typowe hotelowe usługi. Własnym samochodem transportowali chorych do szpitala, zapewniają opiekę dla wracających do zdrowia po operacji.
- Wszystko widzę na własne oczy, nikt mi nic nie sugeruje, nie podpowiada. Widzę doświadczenie uchodźców i bardzo im współczuje. Na początku, gdy przybyli do nas wyglądało to makabrycznie, ludzie przywożeni o pierwszej, drugiej w nocy. Przerażenie w oczach małych dzieci, które spędziły trzy dni pod ostrzałem, uciekały czasem na piechotę. Teraz są spokojniejsi. Mam tu bliźniaki, które po przyjeździe miały sześć miesięcy, teraz mają już 8 miesięcy... - opowiada Cezary Wrona.
Z kolei w ośrodku Energetyk obecnie przebywa 110 osób, a 10 miejsc jest do dyspozycji wojewody i jak mówi właściciel Zbigniew Gutowski, nie określono granicznego terminu pobytu. W tym hotelu zgodnie z ustawą Ukraińcy mogą mieszkać jeszcze do końca czerwca. W ośrodku Łucznik mieszka 113 obywateli Ukrainy i mogą pozostać w hotelu do końca maja.
Tekst i fot. MARIAN KLUSEK
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie