Młoda kobieta powiadomiła policję, że zgwałcił ją ojczym. Funkcjonariusze natychmiast pojechali do domu, gdzie odbył się ten przestępczy akt. To co zobaczyli i usłyszeli przeszło ich wyobrażenia.
Sierżant Izabela Supernat - rzecznik prasowy KPP Końskie zrelacjonowała nam zdarzenie, które dało początek sprawie: - Około godziny 19 oficer dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Końskich odebrał telefon. Dzwoniła kobieta. Z głosu jakim mówiła dyżurny wywnioskował, że jest skrzywdzona. Płakała do słuchawki, wreszcie wykrztusiła: ojczym mnie zgwałcił! Prosiła o pomoc. Dyżurny skompletował ekipę dochodzeniowców i wysłał do zgwałconej kobiety, pod adres jaki podała. Policjanci dotarli do mieszkania. Zapukali. Otworzyła im nieco ponad 55-letnia kobieta. Policjanci weszli. Na wersalce leżała zapłakana - jak się później okazało - ponad 30-letnia kobieta. W mieszkaniu był mężczyzna. 55 latka była matką "pokrzywdzonej". Od razu powiedziała policjantom: - mężczyzna jest moim mężem, a ojczymem córki. Nim zdążyła wyjaśnić problem gwałtu, młodsza kobieta podniosła się z wersalki. Opowiadała policjantom ze szczegółami, nie krygując się obecnością matki, ani obcych ludzi, jak to do gwałtu doszło. Ojczym i jej matka przysłuchiwali się. Czekali na epilog, jakim córka zamknie relację. Wreszcie opadła z sił, bo była po sporej ilości alkoholu, którego organizm nie nadążał spalać. Głos w sprawie zabrał mężczyzna.
Inna wersja gwałtu
Teraz policjanci usłyszeli inną wersję gwałtu. Mężczyzna też opowiadał ze szczegółami: - Przyszedłem do pokoju córki. Była pijana. Nie trzeźwiała od wielu dni. Na stole stała półlitrówka wódki. Odkręciłem korek i zawartość butelki wylałem do zlewu. Powiedziałem, że koniec z jej piciem, z jej trybem życia, balansowaniem nad przepaścią, na krawędzi życia i śmierci. Żona widziała to całe zajście. Gdy wódka znikła w zlewie, córka powiedziała mi, że tego czynu będę żałował do końca swoich dni. Zadzwoniła do policji. I dlatego tu jesteście - mówił.
Gwałtu nie było
Teraz, gdy córka usłyszała to, co powiedział ojczym, ze spuszczoną głową próbowała odkręcić wcześniejsze oskarżenia, kalumnie rzucane na ojczyma. Przyznała, że wcale jej nie zgwałcił. A wszystko co opowiedziała, to wymyśliła. Tak sobie wykombinowała, że go ukarać musi. A oskarżając o tak poważne przestępstwo, pozbędzie się jego i swojej matki. - Pewnie matka i ojczym jej wybaczą, ale wezwanie policjantów, które spowodowała wiedziona złośliwością będzie dla niej przykre. Może trafić do aresztu, więzienia lub zapłacić wysoką grzywnę - dodaje sierżant Supernat.
Komentarze opinie