Około godziny 20.20 do oficera dyżurnego Komendy Powiatowej Policji w Końskich zadzwonił mężczyzna. Nieco wystraszonym głosem mówił, że wszedł do lasu między Dziebałtowem, a Sokołowem. - Ściemniło się błyskawicznie. Nie wiem, w którym kierunku mam iść, by trafić do domu w Sokołowie. Zagubiłem się. Żadnego światła nie widzę, wokół całkowita cisza. Mam tylko telefon komórkowy. Teraz z panem rozmawiam - dodał.
Ciemno i głucho
Na początek dyżurny policjant podpowiedział zaginionemu, by pozostał na miejscu. Za chwilę się z nim skontaktuje. W tym czasie wysłał w przypuszczalny rejon gdzie zaginął mężczyzna patrole policjantów z Wydziału Ruchu Drogowego, Wydziału Prewencji - ogniwa patrolowo interwencyjnego. Zmotoryzowani funkcjonariusze jeździli drogami przylegającymi do wspomnianego kompleksu leśnego. Pokonywali leśne dukty. Włączali światła alarmowe, to znów sygnały dźwiękowe. Oficer dyżurny kontaktował się zaginionym. Pytał czy słyszy policyjne auta, lub widzi błyskające "koguty". Mężczyzna odpowiadał, że nic nie widzi, nic nie słyszy. Niemniej dobrze się czuł, nie narzekał na choroby, na dolegliwości. Trapił się jedynie tym, że nie może do domu trafić. Wreszcie przestał odbierać swoją komórkę. Kontakt się urwał. Policjant przypuszczał, może mu siadła bateria w telefonie, bo innego wyjaśnienia tej kwestii nie było.
Wrócił do domu
Minęła północ. Dalsze poszukiwania nie miały sensu. Na ten czas zaprzestano poszukiwania. Planowano je wznowić rano, zwiększonymi siłami. - Około godziny 6 do Sokołowa, do domu gdzie mieszka zaginiony mężczyzna pojechali policjanci. Należało przygotować kolejną akcję poszukiwawczą. By użyć psów tropiących trzeba było mieć część ubrania z zapachem tegoż mężczyzny. Policjant wszedł do domu. Okazało się, że zaginiony śpi w swoim łóżku. Jakimś sposobem sam trafił na drogę, która doprowadziła go do rodziny - mówi sierżant Izabela Supernat rzecznik prasowy KPP Końskie. W całym zamieszaniu zapomniał powiadomić policjantów, że się odnalazł. Funkcjonariusze poczuli się zawiedzeni. Szukali go do północy, zaplanowali dalszą akcję od rana. Zaginiony wrócił do domu i chyba w euforii, że sam trafił pod swój dach zapomniał zadzwonić do policjantów i powiedzieć, że już jest w domu. Niestety, nie pamiętał o prostych zasadach. Żadnego przestępstwa nie popełnił, nic mu nie grozi.
Komentarze opinie