
Na przydomowym tarasie grzecznie siedzą małe dziewczynki. Przybyły z różnych krajów Europy. Na odmładzanie, przywracanie wyglądu i sprawności. W specjalnym pokoju mieszka ich ponad 300. A między nimi Weronika Buczek, filigranowa, ładna niczym jej podopieczne lale i lalki.
W domu Weroniki Buczek w Stąporkowie mieszkają lale i lalki, laleczki, które gospodyni kolekcjonuje od 25 lat. Wygrzebywane z domowych zakamarków przez różnych ludzi, Weronika przywraca do świetności. Przy okazji odnawia zupełnie zapomniane, zapominane lale i lalki. Niegdyś były przecudne, ale wyszły z mody.
Tę żmudną pracę Weronika wykonuje z satysfakcją. Po części, jakby przywracała im nowe życie w nowym anturażu. Lalki były wspaniałymi przyjaciółkami dziewczynek. Młode osoby opowiadały im najskrytsze tajemnice. Wiedziały, że nikomu nie powiedzą. I nie mówiły. Niemniej z biegiem lat lale trafiały do domowego lamusa. Starzały się. Często w zniszczonych sukienkach, marynarskich mundurach, bez włosów, bez oczu. Niektóre pojawiają się u Weroniki.
Oglądając ten szereg lal, które siedzą wokół Weroniki, poznajemy niektóre tajemnice ich produkcji. Są zrobione w jednym, niepowtarzalnym egzemplarzu. Z jedynym w swoim rodzaju kostiumie, stroju epokowym. Są i robione fabrycznie w długich seriach. W tym miejscu dodać wypada, że w kolekcji pani Weroniki nie ma lalek Barbie. W kolekcji ponad 300 lal, jakie posiada Weronika, są zrobione z porcelany, winylu. Wiele starszych posiada główki z biskwitu - wypalanej gliny. Potem do główki należało doszyć korpus, wypełnić - starsze - trocinami lub innymi wypełniaczami.
- Pierwszą lalkę otrzymałam od babci. Byłam dziewczynką. To była chińska porcelanowa lalka. Wtedy wydawał mi się najpiękniejsza, zachwyciła mnie do tego stopnia, że od tej lalki się zaczęło się gromadzenie, kolekcjonowanie, potem naprawianie zepsutych lal i różnych zabawek - mówi nam Weronika.
- Dla mnie lalki to pasja, sposób na życie. Bardzo często trafiają do mnie w opłakanym wręcz stanie, mają utrącone rączki nóżki zniszczone twarze. Wielu z nich daję nowe życie. Sama metodą prób i błędów doszłam do niemal perfekcji. Musiałam „wykombinować” różne kleje, by nie niszczyły, nie rozpuszczały tworzyw z jakich wykonane są te małe postaci, a mocno je zespalały. Musiał nauczyć się krawiectwa, żeby lalom szyć stroje. Ze szczególnym uwzględnieniem elementów z poszczególnych lat, jakie niosła moda wśród ludzi. Musiałam opanować wiele innych zajęć. Jak chociaż rzec można majsterkowanie, które umożliwia mi naprawiane niewielkich, czasem miniaturowych elementów odpowiedzialnych za „mówienie, płacz”, itd. lalki.
- Moje lalki są łącznikiem dzieciństwa z dorosłością. Oglądam wiele zdjęć, gdzie są pokazane lalki. Są w salonach, komnatach. Zamków, pałaców. Przyglądam się tamtej modzie. Podpatrują kolorowe, często wzorzyste sukienki, marynarskie mundurki, dziewczęce włosy ścinane na chłopaka. Bo to wszystko oddaje czas z jakiego pochodzą. Mam lalki angielskie i niemieckie. Niemieckie ubrane w zielone sukienki, z czepkami na główkach. Lalka kupiona na pchlim targu w Anglii do Polski wędrowała, oczywiście w przesyłce pocztowej, miesiąc. To jest replika XIX-wiecznej zabawki dla dziewcząt. Inne nie mają nakryć głowy, ale za to włosy... ludzkie. Uczesane z warkoczykami albo z grzywką. Bo muszą wyglądać pięknie. Choćby nawet te najstarsze pochodzące z lat 50. XX wieku. Jest lala o wysokości 70 cm. Inna jeszcze jest w proszku, w częściach. Weronika badzie naprawiała mechanizm, który porusza jej nogami. Wystarczyło wziąć ją za rączki, postawić na ziemi i lala szła obok dziecka.
Poczesne miejsce zajmują domowej roboty szmacianki. Ze wspaniale, z polotem, malowanymi twarzami. Uśmiechnięte i poważne. Podobnie jak ludzie poważni, niektórzy źli, ale są pogodni, uśmiechnięci. Obok wspomnianych elitarnych lal, są szmacianki, pospolite przytulanki, które dziewczynki uwielbiają. Chyba każda takie posiadała.
Pani Weronika opowiada nam, że odnawiała lalki swoim znajomym. Teraz w ich domach zajmują ważne miejsce. Siedzą, obserwują pokój, oglądają ludzi, którzy się tu pojawiają. I podziwiają lalkę, wspominają, że miały podobną, ale gdzieś przepadła.
MARIAN KLUSEK
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie