
- Człowiek próbuje narzucić swoje nawyki zwierzętom i ptactwu, ale to zupełnie niepotrzebna ingerencja w ich życie - przekonuje Jacek Major, ornitolog, pasjonat środowiska naturalnego, któremu nieobce są bliskie spotkania z wilkami. Radzi też , co robić, gdy spotkamy na drodze jeża lub natkniemy się na pisklę, które wypadło z gniazda.
- Wszystko, co małe jest piękne, budzi nasz zachwyt i zainteresowanie. Dlatego trudno obojętnie przejeść obok pisklęcia, które wypadło z gniazda. Czy takie próby pomocy to słuszny odruch?
- Jeśli chodzi o młode ssaki, sarna, jeleń czy łoszak to lepiej ich nie dotykać, nie brać na ręce i w ogóle ich nie zabierać z miejsca, w którym je znajdziemy. Młode w pierwszych tygodniach życia często zostają same, one nie wydzielają zapachu więc są bezpieczne. Matka żeruje, a młode w odpowiedniej porze karmienia zostanie znalezione przez matkę. Jeśli takiego malucha będziemy dotykać, zostawimy nasz zapach i może się zdarzyć, że matka do niego będzie bała się podejść.
To samo tyczy się ptaków, większość z piskląt wychodzi z gniazd wcześniej jeszcze nie umiejąc dobrze latać. Nie zabierajmy ich, rodzice na pewno go znajdą i nakarmią. Możemy mu pomóc umieszczając go gdzieś wyżej na gałęzi drzewa bądź w zaroślach. Rodzice na pewno go znajdą.
Człowiek naprawiałby i porządkowałby wszystko według swoich zasad, a przyroda rządzi się swoimi prawami. W wyjątkowych przypadkach można podjąć jakieś działania, ale dobrze by było, by ocenił to ktoś, kto się na tym zna. Jednak takie działanie powinno się odbyć na miejscu, w którym znajdujemy zwierzęta bez zabierania ich.
- Zatem pomagać zwierzętom trzeba rozsądnie, czyli jak?
- W okresie zimowym, kiedy mają utrudniony dostęp do zdobywania pokarmu. Inna możliwość to budowanie czy zakup budek lęgowych dla ptaków. Ludzie powinni bardziej skierować swoje wysiłki na ochronę ptaków, które straciły legowisko z uwagi na poprawę otoczenia, w którym żyje człowiek. Mam tu na myśli m.in. jeżyki, pliszki czy kopciuszki, które przez docieplania budynków tracą miejsca lęgowe. Mało kto o tym myśli, a to jest ogromny problem dla tych ptaków.
Nadopiekuńczość to największe nadużycie ludzi wobec zwierząt. Natura je tak stworzyła, że same sobie poradzą. Człowiek próbuje narzucić swoje nawyki zwierzętom i ptactwu, ale to zupełnie niepotrzebna ingerencja w ich życie. Niech żyją swoim życiem.
- Istotna jest kwestia bezpieczeństwa, o której ludzie zapominają. Żyjące dziko zwierzęta przenoszą pasożyty i rozmaite choroby. Na co szczególnie uważać?
- Od lat walczę z dokarmianiem gołębi, co jest notoryczne wśród ludzi. Przez to gołąb się tak wynaturzył, że żre mięsno niczym padlinożerca. Z tego powodu zatraciła się jego pierwotna natura. To niechluje, które przenoszą mnóstwo chorób, ich odchody są największym źródłem zagrożenia sanitarnego. Te żyjącą dziko, są pożyteczne, ale te z którymi mamy do czynienia na co dzień, stanowią zagrożenie.
- Zagrożenie epidemiczne i sanitarne to jedno. Ale niektóre zwierzęta mogą nam fizycznie zagrażać, np. wilki, które tropi Pan od lat, a których nie brakuje w naszych lasach. Na ile są one niebezpieczne dla człowieka?
- Wilk to bez wątpienia zwierzę drapieżne, ale stwierdzenie, że to bestie, które żyją w Bieszczadach i czekają na pożarcie dzieci, jest daleko naciągane. To raczej wilk jest prześladowany przez człowieka, a nie odwrotnie. Jeśli człowiek nie wejdzie mu w drogę, to raczej nie będzie odwrotnie. To jest skryty zwierz, stroni od osad ludzkich. Chociaż zauważa się pewną prawidłowość, że żyją coraz bliżej ludzi, również w naszych lasach, czego dowodzą ich liczne ślady.
- Należy obawiać się tych zwierząt?
- Zawsze trzeba mieć dystans do każdego zwierzęcia dziko żyjącego, nawet do zająca. Po pierwsze ze względu na to, że dziko żyjące zwierzę przenosi różne choroby, w szczególności, wściekliznę. Jeśli takie zwierzę nas się nie boi, to my powinniśmy zacząć się bać. Zwierzęta różnie się zachowują, w różnych stanach chorobowych. Mogą nas zaatakować w najmniej niespodziewanym momencie. Może nas drapnąć, zostawić na ciele ślinę a w ten sposób przenosi się wiele chorób. Zwierzęta rządzą się swoimi prawami i ich terytorium powinno być uszanowane. Pewnych granic nie należy przekraczać.
- A co z niepozornymi jeżami, które tracą rację bytu w parkach miejskich, w osiedlach mieszkaniowych, gdzie coraz częściej widać padlinę aniżeli słychać wieczorową porą specyficzny tupot łapek. Powszechna betonoza i trend do wycinania zakrzaczeń i drzew powodują, że jeży jest coraz mniej...
- Problem z jeżem jest w każdym mieście. Ich natura powoduje, że stale gdzieś wędrują, wieczorem lub bladym świtem. Najczęściej widujemy je, niestety zabite. To kwestia ludzkiej wrażliwości, czasem nie ma możliwości manewru czy gwałtownego hamowania, ale większa uwaga ze strony kierowców by się przydała.
Jeże generalnie nie potrzebują specjalnych domków - wątpię czy ustawienie jakichkolwiek budek uchroniłoby ich przed śmiercią i znalazłyby w nich schronienie. One wybierają zalesione, zatrawione tereny, bytują na nieużytkach, w ogrodach, gdzie są chaszcze, gałęzie, liście itp. Tam zakładają gniazda, mają małe. Są w stanie sforsować nawet ogrodzenie, dlatego budowanie domków moim zdaniem jest bez sensu. Lepiej zainwestować w akcję edukacyjną i opracować mapę miejsc, gdzie najczęściej bytują. Te miejsca oznaczyć specjalnymi znakami. To przyniosłoby większy skutek.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie