Na jednej ze stacji paliw kia zatankował paliwa za 170 złotych i odjechał. Pewnie szofer wiedział, że monitoring nagra jego auto, jak się później okazało z kradzionymi tablicami rejestracyjnymi.
Na jedną ze stacji paliw, pod dystrybutor zajechał czarny kia. Zatankował paliwo do zbiornika, po czym nie płacąc 170 złotych, bo na tyle opiewał rachunek, z piskiem opon odjechał. Na monitoringu stacyjnym zarejestrował się ten epizod. Doskonale widać było numer rejestracyjny, jakie miał kia.
Właściciel stacji o tym fakcie powiadomił policję. Podał numer rejestracyjny samochodu, który uciekł z kradzionym paliwem. Policjanci szybko doszli do sedna. Okazuje się, że taki numer rejestracyjny ma nie kia, a srebrne mitsubishi. Funkcjonariusze dotarli na posesję, gdzie mieszka właściciel japońskiego wozu.
Na podwórku stało mitsubishi. Ale nie posiadało tablic rejestracyjnych. Chwilę potem problem wyjaśnił właściciel. Mówił, że ktoś ukradł tablice. I nim załatwi nowe nie wyjeżdża.
Teraz już wiadomo, że najprawdopodobniej właściciel kia zaopatrzył się w nowe tablice "pożyczając" od mitsubishi, zatankował paliwo i blachy gdzieś wyrzucił.
Postępowanie w tej sprawie prowadzą policjanci z KPP Końskie – relacjonował nam st. sierż. Piotr Przygodzki, oficer prasowy koneckich policjantów.
Komentarze opinie