
Do Mohylewa Podolskiego w Ukrainie dotarł transport humanitarny. Konecczan reprezentował burmistrz Krzysztof Obratański i ks. Tomasz Janicki, proboszcz parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Zawieźli dary m.in.: dla ludzi podnoszących z ruin kościół w Mohylewie.
Jakiś czas temu w Końskich przebywał ksiądz Paweł Gryszak, marianin, proboszcza Parafii Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny z Mohylewa Podolskiego.
Ksiądz jest jest inicjatorem i głównym motorem odbudowania rzymskokatolickiego kościoła. Poprzednia świątynia wzniesiona w XVIII wieku. Ostatni polski kościół NKWD wysadziło w powietrze w 1937 r. Cała społeczność boryka się z brakami przeróżnych rzeczy i artykułów spożywczych, medykamentów, chemii gospodarczej itp., jakie niezbędne są do codziennej egzystencji.
Burmistrz Końskich Krzysztof Obratański poprosił księdza Andrzeja Zaparta, dziekana dekanatu koneckiego, by zezwolił w parafiach dekanatu przeprowadzić zbiórkę artykułów, głównie spożywczych i innych różnych, dla ludzi w Ukrainie. Przeszkód żadnych nie było. Zatem ludzie z różnych parafii przynosili w wyznaczone miejsca dary. Co kto i ile mógł dostarczał w imię pomocy, solidarności na umęczonym narodem. Część pochodziła z Centrum Logistycznego. I z Końskich wyruszył transport z pomocą humanitarną na Ukrainę do miasta partnerskiego, jakim jest Mohylew Podolski.
Delegacji, w której znalazł się ks. Tomasz Janicki, proboszcz parafii Matki Bożej Nieustającej pomocy przewodził Krzysztof Obratański. Za kierownicą busa załadowanego różnymi artykułami zasiadł Karol Urban, urzędnik magistracki. Za busem jechała ciężarówka wypełniona pod sufit pomocą humanitarną. Ponad cztery tony artykułów spożywczych o przedłużonym terminie przydatności do spożycia, materiałów sanitarnych, opatrunkowych, medykamentów i innych bardzo potrzebnych rzeczy, których od pewnego czasu wciąż brakuje ukraińskiej społeczności. Po wyjeździe z Końskich do Mohylewa wiodła trasa o długości ponad 850 kilometrów.
Krzysztof Obratański, mówił nam, że w czasach pokoju łatwo solidaryzować się z miastem partnerskim. - Z Mohylewem wymienialiśmy doświadczenia w kulturze, sztuce, itd. Teraz, gdy przyjaciele, których poznaje się w biedzie, oczekują na różnorodną pomoc, nie sposób obok takiego stanu rzeczy przejść obojętnie. W Ukrainie trwa wojna, nasi przyjaciele oczekują zupełnie innej pomocy, głównie humanitarnej.
Po długiej podróży konecczanie dotarli na miejsce. Odwiedzili tamtejszy Urząd Miasta, mera Mohylewa. Część z darów rozładowano właśnie w magistracie. Na jednym z placów Mohylewa znajduje się pomnik pamięci. Memoriał poświęcony obywatelom, mieszkańcom, którzy polegli śmiercią bohaterów w walce z rosyjskim agresorom podczas walk w 2014 r. Ustawiono tablice z nazwiskami bohaterów, a na murze namalowane są ich portrety. Konecczanie złożyli kwiaty. Oddali hołd.
Co jakiś czas syreny alarmowe ostrzegały przed nalotami samolotów, rakiet. Choć żadna jeszcze nie spadła na Mohylew, alarm wciąż jest ogłaszany. Bo stacje radiolokacyjne dalekiego zasięgu odnajdują startujące samoloty, lecące nieprzyjacielskie rakiety i wtedy ogłaszany jest alarm. Bo nie wiadomo dokładnie, kiedy i na kogo spadnie rozpalone żelastwo niosące śmierć. Ludzie w Mohylewie przywykli do alarmów i stosują się do zaleceń. Nikt nie bagatelizuje ostrzeżeń. Na gościach z Końskich skowyczące syreny jednak robiły wrażenie, a po plecach pojawiały się dreszcze.
Od kilku lat w Mohylewie odbudowywany jest kościół. Tamtejsza parafia i parafianie dotykani może nie bezpośrednimi walkami, zniszczeniami jakie do Ukraińców ślą Rosjanie, oczekują pomocy. Nie ma działań wojennych, ale są i dają się we znaki braki w zaopatrzeniu. Konecczanie postanowiliśmy sprostać ich oczekiwaniom. Choć po trosze zmniejszyć ich niedogodności. Bo i historia Mohylewa Podolskiego i rzymskokatolickiej parafii wcale nie jest prosta. Sam Mohylów Podolski został założony w 1595 r. przez Stefana Potockiego. W XVII wieku należał do Korony Królestwa Polskiego.
Po II rozbiorze Polski znalazł się w granicach Imperium Rosyjskiego. Parafia Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Mohylowie Podolskim jest w diecezji kamienieckiej. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XVII wieku.
Parafia działała aż do tak zwanej operacji polskiej NKWD. W 1937 r. kościół został wysadzony w powietrze. Gdy, jak się okazuje po części upadło imperium zła, w 1991 r. do Mohylewa przyjechali misjonarze, księża marianie. Posługę kapłańską sprawowali na stosie gruzów i ruin dawnego kościoła. Od kilku lat wierni spontanicznie odbudowują swoją świątynię z inicjatywy społeczności i ks. Pawła Gryszaka. Prace rozpoczęli bez żadnych finansów. Twierdzili i utrzymują wciąż, że budują kościół "z łaski Bożej i niczego więcej".
Kobiety, mężczyźni, a nawet starsze dzieci, przynosiły cegły pozyskane z rozbiórek innych budynków, kopały fundamenty, wywoziły ziemię. Parafianom pomagają rodzeni bracia ks. Pawła Gryszaka. Ich zapał i trud przyniósł owoce, które na ludzki rozum wydają się niemożliwe. Własną pracą wybudowali część kościoła, w którym sprawowane są msze święte.
Teraz u parafian NNMP zatrzymują się wygnani wojną uchodźcy z Donbasu. Tu na razie kończy się ich tułaczka. Ale wszystkim ludziom, także w Mohylewie coraz trudniej jest godzić się z następstwami agresji sowieckiej. Konwój z Końskich dostarczył do parafii dary. W odbudowywanym kościele ks. Tomasz Janicki i ks. Paweł Gryszak sprawowali mszę święta w intencji narodów ukraińskiego i polskiego, zakończenia wojny. Potem było serdeczne podziękowania i pożegnanie przyjaciół. Trzeba wracać do Końskich.
Podczas powrotnej jazdy wskazówka poziomu paliwa w zbiorniku busa zbliżała się do zera. Ostatnie litry przelane z kanistra na wiele nie zmieniły sytuacji. Noc. Światła na stacjach paliw wygaszone ze względu na zaciemnienie przed lotniczymi atakami. Ale jednak zajechali na jedną ze stacji, ot żeby się chociaż kawy napić. Ale przy okazji zapytali, czy byłaby możliwość kupić chociaż 20 litrów paliwa. Szef stacji wyraził zgodę, bo usłyszał, że klienci rozmawiają po... polsku! Ale nie posiadali hrywien, by uiścić rachunek.
I w środku nocy, z daleka od własnego domu, prawie 800 kilometrów od Końskich z mroku stacji paliw wyłonił się człowiek. Zapłacił za paliwo. Niczego nie chciał. Na zwrot pieniędzy nie liczył. Powiedział, że jego bliscy wyjechali do Polski. Tam są bezpieczni, więc on tym sposobem dziękuje Polakom za opiekę na nimi.
MARIAN KLUSEK
Fot. CPM, Gmina Końskie
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie