Reklama

Partyzant nie odpowie za posiadanie broni

16/12/2016 11:24
Stena przebadali policyjni fachowcy od broni. Nie dopatrzyli się oznak, by z broni strzelano później niż pod koniec II wojny światowej.  Autorytatywnym werdyktem  potwierdzili prawdziwość słów "Smyka", Feliksa Przyborowskiego, partyzanta z AK, który  mówił,  że od 18 września 1944 roku  nikt stena nie używał. Nikt z niego nie  wystrzelił nawet  jednego pocisku. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności  prokuratura umorzyła sprawę ze względu na  jej znikomą szkodliwość społeczną. Niemniej problem pistoletu  i jego właściciela obiegł całą Polskę.

Ostatnia seria

Wróćmy na chwilę do historii Feliksa Przyborowskiego. Jego życie w czasie II wojny jak i po jej zakończeniu mogłoby posłużyć za scenariusz sensacyjnego filmu. Był rok 1943. Kapral podchorąży Romuald Przyborowski "Brzoza"  przebywał na placówce Armii Krajowej w Starej Kuźnicy. Feliks pojawił się w oddziale. Został zaprzysiężony na gońca Armii Krajowej. Nadano mu pseudonim "Smyk". Potem kapral podchorąży "Brzoza" wręczył mu pistolet maszynowy sten. To było nobilitujące wydarzenia. Rok później "Smyk" jest już w drugim batalionie AK dowodzonym przez Antoniego Hedę "Szarego".  18 września1944 roku  oddział pojawił się w Szewcach. Najpierw stoczył potyczkę, a później trwającą do wieczora bitwę z Niemcami. Partyzanci odnieśli zwycięstwo.  Na polu bitwy zostało 80 żołnierzy niemieckich, zabitych i rannych. W czasie bitwy pod Szewcami sten "Smyka" wystrzelił ostatnie serie pocisków. Rakietnica należała do Romualda Przyborowskiego i ostatni raz sygnalizowała wystrzałem akcję rozbicia kieleckiego więzienia w 1946 roku przez oddział  Antoniego Hedy "Szarego".

 Przesiąknięty walką

Feliks Przyborowski wrócił do domu. Stena – żołnierskim obowiązkiem – zakonserwował, opakował i schował w takie miejsce  na swojej posesji, gdzie przez nikogo nie odkryty przeleżał 71 lat.  Nie wpadł w ręce NKWD ani UB, gdy posesję Przyborowskich przeszukiwali wiele razy.Dopiero 30 sierpnia 2016 roku, stena i rakietnicę pan Feliks ze skrytki wydobył i poszedł  do Muzeum Regionalnego PTTK w Końskich i przekazał muzeum. Placówce brakowało oryginalnego egzemplarza broni przesiąkniętego historią, autentyzmem pola walki.

Prokuratura umorzyła

Wojciech Pasek, kierujący muzeum zaniósł broń do Komendy Powiatowej Policji w Końskich. I wtedy  ruszyła machina sprawiedliwości, bo pan Feliks nie posiadał zezwolenia na stena i rakietnicę – opowiadał nam wówczas sierżant sztabowy Tomasz Kruszyna oficer prasowy koneckiej policji.   Do Feliksa Przyborowskiego zgłosił się  Jan Nowak, znany konecki prawnik. Pan Feliks udzielił mu pełnomocnictwa do reprezentowania w różnych sprawach w tym także problemu pistoletu maszynowego. - Nie chciałem, by starszego pana wzywano do komendy policji na przesłuchanie.  Przecież wystarczyła zwykła rozmowa w jego domu. Obyło się bez wezwań – mówi nam Jan Nowak. Natomiast Zbigniew Ziobro zwrócił się z prośbą do Prokuratora Regionalnego w Krakowie o rozważenie możliwości umorzenia sprawy Feliksa Przyborowskiego z Końskich i nie stawiania mu zarzutów. Nawet jeśli pod względem formalnym przetrzymywał broń bez pozwolenia, to trzeba wziąć pod uwagę szlachetne pobudki 87-letniego weterana. Człowiek, który całe życie kierował się honorem i wiernością Ojczyźnie, zasługuje na najwyższe uznanie i szacunek. Po dwóch i pół miesiącach wyjaśniania, kilka  dni temu Prokuratura Rejonowa w Końskich umorzyła sprawę posiadania nielegalnej broni.
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Konecki24.pl




Reklama
Wróć do