Stena przebadali policyjni fachowcy od broni. Nie dopatrzyli się oznak, by z broni strzelano później niż pod koniec II wojny światowej. Autorytatywnym werdyktem potwierdzili prawdziwość słów "Smyka", Feliksa Przyborowskiego, partyzanta z AK, który mówił, że od 18 września 1944 roku nikt stena nie używał. Nikt z niego nie wystrzelił nawet jednego pocisku. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności prokuratura umorzyła sprawę ze względu na jej znikomą szkodliwość społeczną. Niemniej problem pistoletu i jego właściciela obiegł całą Polskę.
Ostatnia seria
Wróćmy na chwilę do historii Feliksa Przyborowskiego. Jego życie w czasie II wojny jak i po jej zakończeniu mogłoby posłużyć za scenariusz sensacyjnego filmu. Był rok 1943. Kapral podchorąży Romuald Przyborowski "Brzoza" przebywał na placówce Armii Krajowej w Starej Kuźnicy. Feliks pojawił się w oddziale. Został zaprzysiężony na gońca Armii Krajowej. Nadano mu pseudonim "Smyk". Potem kapral podchorąży "Brzoza" wręczył mu pistolet maszynowy sten. To było nobilitujące wydarzenia. Rok później "Smyk" jest już w drugim batalionie AK dowodzonym przez Antoniego Hedę "Szarego". 18 września1944 roku oddział pojawił się w Szewcach. Najpierw stoczył potyczkę, a później trwającą do wieczora bitwę z Niemcami. Partyzanci odnieśli zwycięstwo. Na polu bitwy zostało 80 żołnierzy niemieckich, zabitych i rannych. W czasie bitwy pod Szewcami sten "Smyka" wystrzelił ostatnie serie pocisków. Rakietnica należała do Romualda Przyborowskiego i ostatni raz sygnalizowała wystrzałem akcję rozbicia kieleckiego więzienia w 1946 roku przez oddział Antoniego Hedy "Szarego".
Przesiąknięty walką
Feliks Przyborowski wrócił do domu. Stena – żołnierskim obowiązkiem – zakonserwował, opakował i schował w takie miejsce na swojej posesji, gdzie przez nikogo nie odkryty przeleżał 71 lat. Nie wpadł w ręce NKWD ani UB, gdy posesję Przyborowskich przeszukiwali wiele razy.Dopiero 30 sierpnia 2016 roku, stena i rakietnicę pan Feliks ze skrytki wydobył i poszedł do Muzeum Regionalnego PTTK w Końskich i przekazał muzeum. Placówce brakowało oryginalnego egzemplarza broni przesiąkniętego historią, autentyzmem pola walki.
Prokuratura umorzyła
Wojciech Pasek, kierujący muzeum zaniósł broń do Komendy Powiatowej Policji w Końskich. I wtedy ruszyła machina sprawiedliwości, bo pan Feliks nie posiadał zezwolenia na stena i rakietnicę – opowiadał nam wówczas sierżant sztabowy Tomasz Kruszyna oficer prasowy koneckiej policji. Do Feliksa Przyborowskiego zgłosił się Jan Nowak, znany konecki prawnik. Pan Feliks udzielił mu pełnomocnictwa do reprezentowania w różnych sprawach w tym także problemu pistoletu maszynowego. - Nie chciałem, by starszego pana wzywano do komendy policji na przesłuchanie. Przecież wystarczyła zwykła rozmowa w jego domu. Obyło się bez wezwań – mówi nam Jan Nowak. Natomiast Zbigniew Ziobro zwrócił się z prośbą do Prokuratora Regionalnego w Krakowie o rozważenie możliwości umorzenia sprawy Feliksa Przyborowskiego z Końskich i nie stawiania mu zarzutów. Nawet jeśli pod względem formalnym przetrzymywał broń bez pozwolenia, to trzeba wziąć pod uwagę szlachetne pobudki 87-letniego weterana. Człowiek, który całe życie kierował się honorem i wiernością Ojczyźnie, zasługuje na najwyższe uznanie i szacunek. Po dwóch i pół miesiącach wyjaśniania, kilka dni temu Prokuratura Rejonowa w Końskich umorzyła sprawę posiadania nielegalnej broni.
Komentarze opinie