
Manufaktura Sztuk Wszelakich znajduje się na skrawku ziemi w Gustawowie - wsi na granicy gminy Fałków i Przedbórz. Tu między jurtami spacerują konie, kucyk i koza Mania. Niebawem pojawią się tuluskie gęsi bojowe, które w żelaznych zbrojach atakowały oddziały piechoty.
Na tym podwórku w Gustawowie świat jest nieco inny, niż w pozostałej części wsi.
Tylko tutaj gospodarze mieszkają w jurtach. Spacerują dwa konie i kucyk. Między nimi przemykają sprytne kozy i domowe ptactwo. Niebawem pojawią się gęsi tuluskie, używane niegdyś jako gęsi bojowe, do walki z oddziałami piechoty. Tym niecodziennym gospodarstwem, a właściwie Manufakturą Sztuk Wszelakich zarządza Axel Szemiński.
Axel Szemiński potrafi wykonać wszystko, albo bez mała prawie wszystko, co ludzie potrafią wykonać. Swoje gospodarstwo nazwał Manufakturą Sztuk Wszelakich. Ta nazwa odzwierciedla to, co gospodarz z żoną potrafią wykonać. Jak choćby zbudować pomieszczenia dla koni, kóz, ptactwa domowego. Ponadto wznieść domy dla ludzi. Akurat w tym momencie domami są jurty. Większość, a może nawet wszystkie obiekty gospodarcze, wybudował sam gospodarz Manufaktury Sztuk Wszelakich.
W planach ma wniesienie domu i kuźni, w której będzie mógł - bez względu na pogodę - wykuwać z czarnego żelaza wspaniałe, ozdobne rzeczy. Gdy się je ogląda, aż trudno uwierzyć, że to dzieło artysty Axela Szemińskiego żelaza, ognia i młota. Właśnie czarne żelazo rozgrzane do czerwoności, a może nawet białości, w takt uderzania młotem wydaje z siebie przeróżne kształty, formy wymyślone, skomponowane przez artystę. Od płatków różnych kwiatów, przez rośliny ozdobne, zjawiskowe figury, aż po elementy zbroi rycerskiej.
Axel Szemiński z Izabelą Gosiewską zamieszkali w Gustawowie. Nieco ponad rok temu był to plac po zapuszczonym polu. Ugór, gdzie rosły samosiejki. I na tym placu Axel zbudował przepiękną, unikatową siedzibę. Na wierzchołkach trójkąta równobocznego stoją trzy jurty. Okrągłe budowle umieszczone nieco ponad metr nad ziemią.
Pod drewnianą podłogą jest miejsce na drewno opałowe, które w takich warunkach, osłonięte przed deszczem najlepiej schnie. Jurty wtapiają się w pejzaż przyprószony śniegiem. Tuż obok spacerują konie. Schylają łby synchronicznie po kępki trawy. Betonowe jednorodzinne domy sąsiadów są zupełnie niewidoczne. Spacerując między jurtami i innymi budynkami gospodarskimi wzniesionymi z surowych desek i bali, prawie nie widać betonowych prostopadłościanów - domów Gustawowa.
Ciężka mgła spowodowała, że czujemy się trochę jak w stepie Mongolii, a nie na obrzeżach powiatu koneckiego. Ciężko wtedy cokolwiek zobaczyć poza jurtami, budynkami dla koni, kucyka, kurników dla drobiu. Jurty kojarzą się z mongolskimi nomadami. Ich namioty sklecone ze skór i delikatnych drewnianych gałęzi dobrze służyły im w wędrówkach po bezkresnych terenach. Jurty Alexa Szemińskiego budowane są według najlepszych wzorów mongolskich.
Właściciel tego nietypowego gospodarstwa z zawodu jest artystą kowalem. Ponadto, a może głównie również pasjonatem historii. Brał udział w wielu rekonstrukcjach historycznych. Podczas jednej z batalii, zaprzyjaźnił się z rekonstruktorami z Węgier. A ci właśnie zainteresowali go jurtami węgierskimi. No, może mniej znanymi od mongolskich. Jurty zbudowane są bez użycia gwoździ. We wnętrzach są sypialnie, pokoje, kuchnia, łazienka i magazyn różnych rzeczy, które będą potrzebne dopiero wiosną. Trzy okrągłe jurty mają średnicę od 6 do 8 metrów. Kratownicę z listew drewnianych wiązano rzemieniami. Izolację tradycyjnej jurty stanowiły futra i dywany. Axel do ocieplenia użył wełny mineralnej z flizeliną. A na to naciągnięta jest biała - rzec można - plandeka.
- Wszystkie elementy łączone są sznurkami. Mocne, wytrzymałe na wiatr - mówi nam Szemiński i zaprasza do wnętrza. - Tu nie ma ani jednego gwoździa.
W dachu każdej z jurt, w samym centrum dachu, a jednocześnie sufitu jest okno na świat. Duże kopuły nocą zapraszają i wpuszczają do wnętrza gwiazdy. Dniem próbuje dostać się słońce. Czasami patrząc w okno w suficie, widzimy orły. – Sześć potężnych ptaków, królów niebieskiego firmamentu majestatycznie krąży nad Gustawowem. Wspaniały widok - mówi Izabela.
Jurty połączone są podestem i schodami. W największej jest sypialnia i pokój dzienny. W mniejszej kuchnia i łazienka. W trzeciej jest pokój dla gości i magazyn, gdzie składowane są drewniane łuki, strzały i skóry. Izabela wyjaśnia, że jurty mają zasilanie w prąd elektryczny, w kranach płynie woda zimna i ciepła, grzana w żelaznym piecu, który Axel specjalne sprowadził z Syberii. Tam od lat korzystają z takich Czukczowie. Wystarczy piec rozpalić i po kwadransie w pomieszczeniu robi się bardzo ciepło.
Axel wybudował stajnię, siodlarnię. Kończy budowanie owczarni. Tu zamieszkają owce kameruńskie i kozy. Jest koń arabski i koń pełnej krwi angielskiej, a także kucyk i koza Mania. Zwierzyniec wkrótce powiększy się o kury zielononóżki, a także gęsi tuluskie. Jak mówi Axel Szemiński, ten gatunek gęsi w specjalnych żelaznych zbrojach był w starożytnym Rzymie używany do obrony przed atakującą piechotą. Gęsi strzegły swoim gęganiem domostwa, jak to czynią we wsi psy podwórkowe.
- Poszukuję rycin zbroi, w jakie były ubierane gęsi, gdy szły do boju. To naprawdę była poważna formacja bojowa. Gęś tuluska osiąga wagę 28-30 kilogramów. Ubrana w zbroję ze stalowymi ostrzami w różnych miejscach, wdzierała się między piechotę. Ostrza raniły nogi żołnierzy. Tym sposobem eliminowały ich z dalszej walki - konstatuje i dodaje, że jest kowalem artystycznym, więc pewnie gęsiom zbroje odkuje na miarę.
Za jurtami w wakacje powstał największy w regionie tor łuczniczy o długości 30 metrów z oznaczeniami w języku polskim i japońskim. Odbywały się tu zawody łucznicze, swoje umiejętności prezentował też przyjaciel Axela i Izy samuraj Soke Masanori Ogawa, o którym pisaliśmy kilka miesięcy temu. Łucznik Michał Focht uczył strzelania z łuku tradycyjnego. Do innej specjalnie przygotowanej tarczy trenowano rzuty toporkami. Wreszcie Adrian Gos demonstrował strzelanie z bata węgierskiego.
Ten bat od polskiego różni się dwoma przegubami. Dlatego jest trudny do opanowania. Adrian strzela raz za razem. Z końcówki bata aż się dymi. Koniec bata przecina powietrze z taką szybkością, że pokonuje prędkość dźwięku. Więc słychać strzał. Tadeusz Majdura i Adam Szwarc opowiadają o swoich zajęciach, które niebawem zaprezentują. Kolejni strzelają z hakownicy czarno prochowej.
- Pasjonaci łucznictwa w sezonie letnim mogą doskonalić swoje umiejętności. Zapewniam tor i trenera. W łucznictwie mogą się szkolić wszyscy od 5 roku życia. Frajda gwarantowana.
Manufaktura Sztuk Wszelakich jest częstym gościem w sąsiednim Zabytkowym Zakładzie Hutniczym w Maleńcu podczas letnich wydarzeń kulturalnych. Demonstruje operowanie młotkami, kowadłem i kęsami żelaza, z którego powstają wspaniałe rzeczy użytkowe i ozdobne.
MARIAN KLUSEK
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie