Reklama

Ludzcy złodzieje... Zostawili pieniądze na chleb i mleko

Starszą kobietę odwiedzili złodzieje. Ukradli jej całą emeryturę. Lecz na prośbę babci zostawili 50 złotych na chleb. Od siebie dołożyli drugie 50 złotych, żeby miała na mleko, co głośno podkreślili podczas napadu. Mimo, że byli zamaskowani pończochami, babcia złodziei rozpoznała.

 

  We wsi powiatu koneckiego, samotnie mieszkała starsza pani, Gabrysia. Niedawno ukończyła lat 90. Mieszkała w domu, który budowała wraz z mężem jakieś 50 może 60 lat temu. Wciąż trzymał należyty stan techniczny, chociaż już pokazało się wiele mankamentów, które należałoby usunąć. A to nie domykały się drzwi wejściowe, a to podłoga skrzypiała, światło nie wiedzieć czemu przygasało.

 Codzienność

Babcia Gabrysia choć już swój wiek miała, dawała sobie radę z codziennymi pracami. Sama sobie przyniosła węgla, drewek na podpałkę. Sprzątała pokoje, kuchnię i łazienkę. Nastawiała pranie, ugotowała obiad, nakarmiła koty. Wyszła na drogę przed dom, żeby porozmawiać z sąsiadami. Na płocie zawiesiła reklamówkę na chleb. Objazdowy sklep zatrzymywał się, zostawiał chleb, bułki, kawałek ciasta. A rozliczenia sprzedawca dokonywał następnego dnia, czy przy najbliższej okazji.

 Jak encyklopedia

Babcię Gabrysię wszyscy we wsi szanowali, bo pamiętała wiele rzeczy takimi jakie były, a nie formowane przez następujące po sobie nurty historii. Wiedziała, jak chłopów, mężów młode kobiety niemieccy żołnierze zastrzelili. W tamtym dniu ból był przeraźliwy. U wszystkich ludzi we wsi. Czasami o tym opowiadała. 

 Babcia Gabriela miała wspomożenie finansowe, wypracowaną, własną emeryturę. Na początku każdego miesiąca listonosz odwiedzał starszą panią, przekazywał gotówkę. Wielkość emerytury mieściła się w takich widełkach, żeby się nie wzbogacić, ale też nie umrzeć z głodu.

Pasyjka jak sejf

Akurat tego dnia listonosz przyniósł emeryturę. Babcia Gabrysia wzięła pieniądze, zaniosła do pokoju, położyła na stole. Żeby nie zginęły położyła na banknotach pasyjkę. Taki żeliwny krzyżyk. Na dole tej żeliwnej rzeźby był postument, kilka schodków, potem krzyż Chrystusowy, na którym przybito gwoździami samego Zbawiciela. Taka pasyjka była w niemal każdym domu, zwłaszcza w takim, gdzie mieszkali sędziwi ludzie. Z szacunkiem odnosili się do tej pamiątki po rodzicach, dziadkach.

Wizyta

Wieczorem, babcia Gabrysia przymknęła drzwi domu, bo całkowicie zatrzasnąć na zamek się nie dały. Wygasiła światło i ułożyła się w łóżku do snu. Chyba nawet zasnęła. W pewnym momencie posłyszała, jakby ktoś spacerował w pokoju, bo podłoga skrzypiała. Otworzyła oczy. Zobaczyła migające światła. W poświacie zauważyła dwie postaci. Kosmici, czy jakieś inne diabelstwo? - pomyślała. Mieli na głowach pończochy i mówili jakoś bełkotliwie. Zaświecili lampkami babci w oczy. I groźnie burknęli żeby oddała pieniądze, bo... 

Babcia nawet na łóżku się nie podnosiła. Powiedziała, żeby sobie zabrali, emerytura jest pod pasyjką. Bierzcie wszystko, tylko mi z 50 złotych zostawcie na chleb. A jeden z przybyszów dodał, to zostawi jej jeszcze jedno 50 złotych, to będzie miała na mleko. Tak też robili. Forsę zabrali i wyszli.

Poznała po głosie

Rankiem babcia opowiedziała sąsiadom , że miała w nocy wizytę. - Zabrali mi całą emeryturę. Nie targali mnie, nie bili. Ale serce mi się rozdygotało, że do tej pory nie mogę dojść do ładu. Ale jednego z nich poznałam. Taki ludzki napastnik, zostawił mi 50 złotych na chleb, o które go prosiłam, a drugi dodał jeszcze 50 złotych, żebym i na mleko miała. I tego poznałam. To był Waldek od Jóźka, z sąsiedniej wsi. 

 Sąsiadka wysłuchała babcine zwierzenia i zadzwoniła na komisariat policji. Policjanci pojawili się błyskawicznie. Wysłuchali tego co Gabriela przed chwila opowiadała sąsiadce. Uwierzyli starszej pani. Pojechali do sąsiedniej wsi, pod podany przez babcię adres, do Józiowego Waldka.

Na gorącym śniadaniu

Weszli do domu. W kuchni, przy stole, na którym stały dwie butelki alkoholu i zakąska na gorąco, siedzieli rozweseleni młodzi ludzie. Obok leżały skarpety z dziurami co to podczas napadu służyły im za maski i kilkanaście banknotów różnych nominałów. Na widok policjantów zmroziło im plecy. Zapomnieli jak się nazywają. Zapomnieli skąd mają pieniądze, gdzie zarobili? Nim skosztowali alkoholu z kolejnej butelki, opowiedzieli o nocnej eskapadzie. Usprawiedliwiali się, że babki Gabryśki nawet nie dotknęli. Zostawili jej pieniądze, żeby z głodu nie umarła. Takie to jest życie na koneckiej wsi.

MARIAN KLUSEK

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Konecki24.pl




Reklama
Wróć do