
Waldemar Hajrych, 86-letni emerytowany marynarz, inżynier mechanik okrętowy, buduje modele statków, okrętów wojennych z różnych epok. Galeony wojenne i handlowe. Przepięknym jest model krążownika francuskiego "Richelieu". W każdym z pokoi i korytarzy domu stoi gotowy do wodowania model statku.
Waldemar Hajrych mieszka w Rudzie Białaczowskiej w gminie Gowarczów. O jego pasji, precyzji, mistrzostwie z jakim bierze się za każdą nową - jak sam mówi - robotę, dowiedzieliśmy się w Centrum Kultury i Aktywności Lokalnej, w Gowarczowie.
Owo centrum w czerwcu 2021 roku organizowało projekt "Regionalnie Kulturalnie" w ramach programu "EtnoPolska" 2021. Po rozstrzygnięciu okazało się, że nagrodę specjalną otrzymał mechanik okrętowy, inżynier Waldemar Hajrych. Na wystawie konkursowej zaprezentował modele galeonów, okrętów handlowych i wojennych z przełomu XVIII – XIX wieku jak też najpiękniejszy II wojny światowej, francuski pancernik "Richelieu".
Pan Waldemar Hajrych, 86-letni mężczyzna zaprosił nas do Rudy Białaczowskiej. Kilka kilometrów od Gowarczowa, na granicę województw świętokrzyskiego i łódzkiego. Doradzał, żeby za młynem nad Drzewiczką koło kapliczki na niebiesko malowanej, skręcić w prawo. Kilkadziesiąt metrów dalej po lewej stronie drogi jest jego dom. Jedziemy do Rudy Białaczowskiej. Z Gowarczowa drogą obok cmentarza parafialnego i dalej, przez las. Kilka zakrętów 3,5 kilometrowej drogi wiodącej przez las. Wreszcie drogowskaz informuje, że jesteśmy w Rudzie Białaczowskiej. Mijamy młyn na Drzewiczce.
Droga skręca w prawo pod kątem prostym w prawo, a po lewej stronie stoi niebiesko malowana kapliczka wotywna z prośbą "O Maryo nie pokalanie poczęta módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy – wieś Ruda Białaczowska 1918 rok". Kilkanaście metrów dalej nieco oddalony od szosy w podwórku znajduje się piękny, jednorodzinny domek pana Waldemara Hajrycha. Za domkiem jest nie oczko, ale oko wodne, w którym - według zapewnień pana Waldemara - pływa dwie setki różnych rybek ozdobnych. Wokół rośnie wiele gatunków drzew. Wszystkie wypielęgnowane, przystrzyżone.
- Majsterkowanie, budowanie miniaturowych rzeczy, o delikatnej konstrukcji drzemało we mnie - mówi nam Waldemar Hajrych. - No i modelarstwo. Rozpocząłem od budowania ramek na obrazy. Cieniutkich, zwiewnych ledwie co istniejących. Na ścianach w domu wisi kilka takich wczesnych propozycji modelowania.
W jednej z nich jest zdjęcie ojca pana Waldemara w policyjnym mundurze. Był funkcjonariuszem Policji Państwowej na posterunku w Gowarczowie. Pan Waldemar przez wiele lat budował klatki na ptaki. Także delikatne, jakby ich wcale nie było, a ptaki żyły na swobodzie. Bo takie było przesłanie i koncepcja, by ich nie więzić!
Pan Waldemar Hajrych zaprasza do domu. Opowiada, że w młodości chciał być pilotem. Niestety wada wzroku wykluczyła go z latania. Zatem po studiach politechnicznych popróbował w innej dziedzinie. Pociągnęło go morze, bezkresne wody oceanów. I zaciągnął się do marynarki handlowej. Jako inżynier specjalista od maszyn, silników był mechanikiem na statku, tzw. 10-tysięczniku, właśnie o wyporności 10 tysięcy ton. Na ścianie w domu pana Waldemara wisi dyplom, który udowadnia, że 21 września 1974 roku, ówczesny II mechanik Waldemar Hajrych pierwszy raz przekroczył równik. Litery blakną, ale dyplom jest dokumentem o tym życiowym dokonaniu.
Wiele lat jako inżynier mechanik okrętowy pływał na statkach handlowych typu Kielce, Busko-Zdrój, Kudowa- Zdrój, itd. Rejsy odbywał głównie do Afryki i Ameryki Południowej. Do Polski przypływali z orzeszkami ziemnymi i drewnem. W styczniu 1983 roku, mechanik Waldemar Hajrych nie popłynął w rejs Kudową. Okazało się że 20 stycznia Kudowa-Zdrój zatonęła. Statek przewrócił się stępką do góry. Prawdopodobnie materiały, a głównie drewno na pokładzie było fatalnie umocowane, przeważyło na jedną burtę i statek się przewrócił. Zatonął na Morzu Śródziemny, 15 mil na wschód od Ibizy. Z 20-osobowej załogi ocalał jedynie jeden marynarz.
Waldemar Hajrych prowadzi nas na pięterko domu, gdzie ulokował swoją "stocznię". Tu powstają nie tylko drewniane modele statków handlowych, okrętów wojennych, jak również kadłuby modelowane z żywicy epoksydowej. Opowiada nam o wielce trudnej, żmudnej pracy przy budowie kadłubów. Listeweczka na listewkę i tak aż do ostatniej... deski. Trzeba kilka dni wcześniej listewki włożyć do wody, a jak nasiąkną to dają się wyginać. Czasami jedną listewkę zakłada się cały dzień, żeby pięknie na krzywiznach uformować. Mnóstwo czasu wymaga też odtworzenie olinowania statku i żagli.
Wiązanie węzłów na sznurkach zajmuje wiele dni. Żagle na masztach wyglądają jakby były rozwinięte wiatrem. To jest trudne zadanie do zrealizowani, by materiał zatrzymał w sobie "dmuchanie". Jedynym gotowym elementem, który modelarz kupuje są lufy do miniaturowych armat. Niektóre armaty, to obcinane igły strzykawek lekarskich. Zamontowane w wieżach , czy na drewnianych statkach w oknach burt znakomicie przypominają oryginalne armaty. Pozostałe części statku opracowuje i tworzy samodzielnie
Do kadłuba dokłada i mocuje pokład budowany według własnych metod. Muszą być widoczne spoiny desek pokładowych. Jak w rzeczywistości. Waldemar wymyślił swoje metody budowy i konsekwentnie je realizuje. Pokazuje nam budowany model statku "Victory". Żaglowy okręt wojenny cechujący się wysoką, zwężającą się ku górze nadbudówką rufową. Okres świetności galeonów przypadał na XVI–XVII w., choć funkcjonowały jeszcze w XVIII w. Odtwarzaniu olinowań, szczegółów takich jakie są na modelu, przeniesione z oryginału zajmuje wiele czasu. W ich budowaniu musi być precyzja. W efekcie po rocznej, albo i dłuższej pracy, nie brakuje żadnego szczegółu.
Podobny w konstrukcji do "Victory" był słynny statek "Bounty". W roku 1787 roku opuścił Anglię. Popłynął na Tahiti z misją zebrania i przetransportowania sadzonek drzewa chlebowego do Indii Zachodnich. Pięciomiesięczny postój na Tahiti, doprowadził do rozprzężenia dyscypliny wśród załogi. Trzy tygodnie po opuszczeniu Tahiti przez "Bounty" Christian wywołał rebelię na okręcie, w wyniku której kapitan Bligh i osiemnastu innych zmuszono do opuszczenia "Bounty" w łodzi okrętowej. Dziesięciu buntowników dowieziono w czerwcu 1792 roku do Anglii i postawiono przed sądem wojskowym; czterech uniewinniono, trzech ułaskawiono, a trzech powieszono. Doskonale o tych faktach opowiada film fabularny "Bunt na Bounty"
Jednym z takich modeli, który pochłonął panu Waldemarowi ponad półtora roku pracy, jest francuski pancernik "Richelieu". Pracę nad modelem rozpoczynał od kadłuba, który odlewał z żywicy epoksydowej. Mówi nam, że najpierw należy zrobić tzw. kopyto z drewna, czyli formę kadłuba. Następnie obkładamy płatami materiału nasączone żywicą epoksydową. Kiedy zaschnie, wtedy zaczyna się kolejna część prac, jak szlifowanie kadłuba. Fuszerka tu nie przejdzie. Po zakończeniu wszelkich prac, wciągnięciu na masz francuskiej flagi, Richelieu pana Waldemara Hajrycha został nakryty szklaną kopułą, żeby się na niego nie kurzyło. I teraz stoi w głównym pokoju domu. Czasami jest pokazywany na przeglądach twórczości, jak choćby w Centrum Kultury w Gowarczowie.
A historia II wojny wspomina, co warto dodać, że oryginalny Richelieu został budowany od 1937 roku. Eskortował statki handlowe przewożące 726 ton złota z Banku Francji, między innymi były tam zapasy polskiego złota zdeponowanego tam przed wojną. Od 1956 Richelieu służył jako szkoła oficerów rezerwy. Został częściowo rozbrojony. Okręt wycofano ze służby 30 września 1967, po czym sprzedano go do Włoch, gdzie został pocięty na złom w latach 1968-69.
Pan Waldemar Hajrych jest laureatem wielu medali, dyplomów przyznanych w zmaganiach polskich, europejskich i światowych organizacji modelarzy okrętowych. Właśnie kończy budowanie "Victorii" i tym modelem zamierza zdobyć Mistrzostwo Świata, czego temu konstruktorowi z Rudy Białaczowskiej życzymy!
Tekst i fot. MARIAN KLUSEK
Za wyjątkiem: Pancernik Richelieu - oryginał na morzu - fot. Internet
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie