
Na terenie wsi Bedlno 1.700 lat przed narodzinami Chrystusa, było grodzisko wodne, wydmowe. Tu mieszkali ludzie o wysokiej kulturze. Zaś w Końskich w 1925 r. odkryto cmentarz sprzed ponad tysiąca lat. Jakoś te dwa odkrycia zniknęły w pomroce dziejów.
17 wieków przed Chrystusem (okres obejmujący lata od 1.700 przed naszą erą do 1.601 p.n.e.) miały miejsce ważne wydarzenia, takie jak rozwój konnych rydwanów w Mezopotamii, starożytnej krainie na Bliskim Wschodzie, leżącej w dorzeczu Tygrysu i Eufratu.
Nastąpiło osłabienie kultury Harappa w Indiach z powodu powodzi, szczytowy okres literatury sumeryjskiej oraz prawdopodobna wędrówka plemion semickich z Ur pod wodzą Abrahama. Hetyci również przybyli do Anatolii w tym okresie eksponują historyczne opracowania.
A u nas, o czym informowaliśmy ponad pięć lat temu, było Bedlno, najstarsza wieś w regionie, która teraz leży na skrzyżowaniu lokalnych dróg wiodących z drogi W746 od Pomorzan do Przybyszów i z Sierosławic przez Bedlenko. Pewnie w początkach państwowości polskiej, na skrzyżowaniu dróg, wydeptanych ścieżek i szlaków wozów konnych, stał kościół. Obecny pw. św. Anny. jest trzecią świątynią.
W X wieku w Bedlnie stał drewniany kościół. Został zniszczony podczas zamieszek za panowania Mieszka II. Jak pisze ks. Jan Wiśniewski w "Dekanacie opoczyńskim" - w 1054 r. wzniesiono murowany dzięki wsparciu Kazimierza I Odnowiciela. Bedlno winno mieć wysokie miejsce w historii i współczesności. Posiadało świątynię w początkach chrześcijaństwa w Polsce. Podczas zamieszek krajowych kościół został zniszczony. W roku 1054 zbudowano świątynię, z kamienia i cegły, pod wezwaniem pana Jezusa Ukrzyżowanego i św. Anny - czytamy historię spisana na tablicy obecnego kościoła.
- W XV wieku wybudowana została kaplica św. Leonarda i cmentarz grzebalny. Podczas wojny szwedzkiej (potopu) w roku 1655 kościół został ograbiony i częściowo spalony. W roku 1878 wybuchł pożar, który kościół unicestwił. W latach 1881-82 wybudowano obiekt trójnawowy w stylu późnogotyckim. Zabytkową świątynię otacza ogrodzenie z bramkami oraz dzwonnicą, a także pozostałości cmentarza przykościelnego. Zachowało się kilka starszych od niego pomników nagrobnych dziedziców Bedlna, Bedlenka i innych okolicznych wsi.
Przy budowaniu w Bedlnie kościoła murowanego w 1881-82, odkryto szczątki podmurowania pierwotnego, pierwszego kościoła z X wieku, o ile nie zostały zburzone przy stawianiu drugiego. Od strony południowej odkryto ślad innej budowli, po której pozostała posadzka z ciosowego kamienia. O kilkanaście kroków na zachód znaleziono masę skorup z urn potłuczonych.
Znany regionalista PTTK, śp. Andrzej Fajkosz, pisał o Bedlnie w "Przewodniku turystycznym". O tym jak bardzo dawno temu powstała tam osada świadczą amatorskie badania archeologiczne, jakie prowadził w 1948 roku kierownik szkoły w Bedlnie, Edward Baliński. Okazały się bardzo interesujące. Swoje relacje zawarł w pracy dyplomowej poświęconej wsi Bedlno. A inspiracją stały się przypadkowe znaleziska, jakie wydobyto, odkryto podczas budowy obecnego kościoła w Bedlnie.
Edward Baliński, kierownik Szkoły Podstawowej w Bedlnie światły, obyty w historii i kulturze ludzi, zainteresował się informacjami, jakie miejscowi opowiadali. A to, że na piachach, jakie ciągną się od Bedlna aż po Wierzchowisko, napotykali skorupy glinianych naczyń. Szybko wywnioskowali, że tam chyba garncarze mieszkali i po nich te "skarby" zostały. I pan Edward Baliński owych wieści nie został samych sobie. Poszedł na wskazywanie miejsce. Na jednaj z wydm piaszczystych napotkałem na kawałki skorup glinianych.
- Zacząłem poszukiwania - notuje kierownik Baliński. - Odkryłem sporo narzędzi krzemiennych i kamiennych jak noże groty sercowate do strzał, skrobaczki, młotki i obuszki oraz masę skorup z naczyń glinianych, z bardzo starymi wzorami i drobne kawałki kości nieznanej mi epoki. Na podmokłych łąkach nad rzeką Wąglanką w stronę południową aż po wieś Głupiów, był kopiec w kształcie wklęśniętej misy, o średnicy ok. 25 metrów. Podobno ziemię na kopiec chłopi nanosili w czapkach na życzenie jednego z dziedziców Bedlna. I ta wieść mogła być prawdziwa, bo też i niektórym panom właścicielom okolicznych dóbr przeróżne pomysły w ich niezmąconej mądrości się trzymały. Bo i trzeba było mieć nie lada skojarzenie, przewrotny pomysł, by wieś Głupiowem nazywać, a tym samym mieszkańców ochrzcić, że są odmieńcami.
Pan Edward Baliński, archeolog amator odnotował w swoich zapiskach, że w wyniku wielodniowych poszukiwań wydobyłem całą masę potłuczonych naczyń glinianych różnego kształtu ze śladami kamienia garncarskiego. - Znalazłem dużą ilość kości zwierzęcych, a może i ludzkich. W pewnym miejscu odkryłem ślady jakiegoś podmurowania z kamienia łupanego. Przedmioty oddałem do Miejskiego Muzeum Prehistorycznego (obecnie Muzeum Archeologiczne i Etnograficzne) w Łodzi. Powiedzieli mi, że odkryłem osadę wydmową z okresu neolitycznego, a w drugim miejscu - okresu brązu (epoka trzeciniecka). Zaś obok rzeki Wąglanki osadę bagienną.
Wspomniane badania nieformalnie pan nauczyciel Baliński prowadził w 1948 r. Po jego odkryciach ani w Bedlnie, ani koneckiej gminie, nie ma śladów. Natomiast dużo artefaktów, nie tylko starożytności, wciąż oczekuje przykryte piachem wydmowym i ziemią. Badań archeologicznych na dużą skalę nie prowadzono. Ze względu na kosztowne przedsięwzięcie. Na razie nikt ze znawców historii, problematyki "zamierzchłych" czasów nie jest zainteresowany odnajdywaniem artefaktów sprzed 17 wieków przed naszą erą, czyli przed narodzeniem Jezusa Chrystusa. Możemy te fakty z jedynie zanotować ku pamięci przyszłych pokoleń. Nieco z przekory wypada dodać, że w innych rejonach znaleziony artefakt sprzed kilkudziesięciu lat jest eksponowany, opisywany, hołubiony jak bohater. Ludzie się takim znaleziskiem szczycą.
Na skwerku w centrum wsi, leży kamienna płyta, zwana kamieniem granicznym z inskrypcją z 1773 r., która głosi - w oryginalnej pisowni:
Kamien graniczny miendzy wsiami Pomarzanami y Bedlinkiem. Tu koniec sciany zas tem iz Pomarzanami y Bedlnem Wielkim poczatek granic oznaczaiac y polozony w obecnosci sądu kompromisarskiego dnia 23 go miesiaca października roku 1773.
Wyryte informacje sugerują, że ugoda została zawarta w obecności sądu może świadczyć o jakimś sporze granicznym.
W północnej części miasta, w 1922 r. rozpoczęto budowę Głównych Warsztatów Parowozowych - warsztatów naprawczych taboru kolejowego Zakładów Cegielskiego. Lokomotywownia to nie była powszechna znana hala wachlarzowa z obrotnicą, w której serwisowane były lokomotywy, a jedynie pojedyncze tory, które prowadziły do wnętrza warsztatu naprawczego. Parowóz wjeżdżał, a po przeglądzie, naprawie wycofywał się. Jedyny warsztat do bieżących napraw parowozów, jakie na tej trasie kursowały.
Wiadomo, że ówczesne lokomotywy nie były maszynami nie do zdarcia. Potrzebne były przeglądy bieżące techniczne, naprawy. Hala lokomotywowni z czerwonej cegły z podniesionym dachem w centralnym miejscu teraz pełni rolę centrum handlowego. Sto lat temu, w 1925 r. na terenach miejskich, obok linii kolejowej relacji Skarżysko - Koluszki, odkryto duży cmentarz. Do niwelacji terenu ułożono torowisko kolejki z wagonikami, kolebami do odwożenia wybranej ziemi, którą łopatami ładowano.
Cmentarzysko w Końskich zostało odkryte przypadkowo. Nie twierdzimy, że halę postawiono na dawnym cmentarzu. Były to pierwsze tej wielkości wykopaliska po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w XX wieku. Do dziś jest olbrzymim źródłem naszej wiedzy o kulturze i historii Polski z XI wieku.
Jak wiadomo z przekazów Henryka Seweryna Zawadzkiego i Jerzego Gąssowskiego - "Wykopaliska archeologiczne w Końskich 1925" - było to cmentarzysko tzw. rzędowe. Zbadano dokładnie 171 grobów w tym 72 męskich, 65 kobiecych, 16 dziecięcych i 18 niezidentyfikowanych. Odkryto także 9 palenisk z popiołem z kości i węgli drzewnych. Sam cmentarz datuje się na przełom XI i XII wieku. Na całym obszarze znaleziono 7 monet (króla węgierskiego Beli I 1060-1063), pierścionek i denary z XI wieku.
Regionalista Krzysztof Woźniak na stronie internetowej opublikował fragmenty książki Henryka Zawadzkiego, mieszkańca Końskich, który wówczas jako student uczestniczył w wykopaliskach na tzw. " budowie|".
- Codziennie były odkopywane groby, w których grzebano mężczyzn, przeważnie z głową na wschód i kobiet - z głową na zachód. Określono, że to słowiańskie cmentarzysko pochodzi z XI wieku. Codziennie znajdowano rozmaite naczynia, żelazne groty, siekierki, czekany, a nawet dwa długie miecze, a w grobach kobiecych - paciorki, pierścienie z brązu, kabłączki ozdabiające włosy na skroniach, a także kolczyki i inne drobne, żelazne przedmioty.
Jak wspominał autor, badania archeologiczne były prowadzone pod okiem Ludwika i Marii Sawickich i prof. Romana Jakimowicza.
Radosław Nowek ze Stowarzyszenia Historycznego "Pasja" mówi nam, że we współpracy z miastem zaplanowało na listopad 2025 r. trzydniową konferencję naukową i wystawę poświęconą wykopaliskom z 1925 r. Przypomina, że podczas prac w północnej części miasta znaleziono wtedy rozległe cmentarzysko. Prowadzącym badania udało się znaleźć przede wszystkim broń - jak miecze, topory, niektóre pochodzenia skandynawskiego. Były tam także ozdoby kobiece. Znaleziono bardzo dużo ciekawych artefaktów.
Niemniej znajdują się one poza Końskimi. Obecnie większość znajduje się w Państwowym Muzeum Archeologicznym w Warszawie, część w Poznaniu. Możliwe też, że niektóre eksponaty wywieziono z Polski w czasie okupacji. Szukanie cmentarzyska chyba nie ma sensu, bowiem w czasie II Wojny Światowej zaginęła mapa prowadzonych prac i dokładnie nie wiadomo, gdzie się znajdował. Pozostały jedynie hipotezy, których na razie nie chce upubliczniać. Zapowiada, że jesienią rozpoczną się jednak współczesne wykopaliska.
W latach 90. XX wieku do lokomotywowni zawitali dawni partyzanci z koneckich oddziałów. Byli przeświadczeni, że odnajdą miejsce, w których złożono na przechowanie broń maszynową, ładunki wybuchowe. Każdy był pewny, że wie w jakim rejonie hali ukryto broń. Prawie każdy podawał inną wersję jak to się odbyło, że do fabryki pod niemiecką okupacją wjechała furmanka z bronią. Z partyzantami przybyli dopiero co przemundurowani z milicjantów, policjanci z "kryminalnego" by ewentualnie wydobytą broń zabrać. Wojna minęła, karabiny nie potrzebne. Ale widać było po minach zachowaniach tych starszych panów, że za chwilę odkryją poważny element koneckiej historii ostatniej wojny.
Opowiadali, że wyładowano karabiny, ukryto i wóz wyjechał. Być może i taki wyczyn pod nosem Niemców mógł się odbyć. Odważnie, na bezczelnego. Tych koneckich konspiratorów stać było na przeróżne czyny. Zwłaszcza w walce z Niemcami. Tylko żaden z kilku świadków tamtego czas nie mógł sobie przypomnieć, w którym to miejscu była skrytka. Mówili, że blisko torowiska w hali.
Jak wiadomo, tory wiodły przez halę na całej długości. Przybył specjalista z wykrywaczem metali. W tym miejscu wykrywacz się nie sprawdził. Ciągle wył, gwizdał jakby coś odnalazł. Wywnioskowano, że betonowa posadzka hali była zbrojona prętami stalowymi. Musiała być na tyle wytrzymałą, żeby ciężkie części parowozów jej nie połamały. Skuwanie betonu posadzki nie wchodziło w grę. Partyzanci byli niezadowoleni. Odchodzili z niczym. A może to objawiły się działania sił spoza tego świata, którym ludzie od lat zakłócali spokój wiecznego odpoczywania?
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie