Reklama

KOŃSKIE. Przyjechało wesołe miasteczko. Karuzelą na gapę bardzo późnym wieczorem

Przyjechało wesołe miasteczko z kolejką na szynach, strzelnicą i karuzelami. Dla dorosłych i dzieci. Bardzo późnym wieczorem, trzech panów wesołych do granic wytrzymałości, wracało od kolegi z imienin. Akurat przechodzili obok "parku rozrywki". Po terenie snuł się jedynie dozorca.

Koledzy przystanęli i zaczęli podziwiać nowocześniejszy element techniki, za jaki uznali karuzelę. Silna maszyna. Mruczeli, kiwali głowami. Któryś rzucił, od niechcenia - może byśmy się przewieźli. Na dużej - zaznaczył. W dzień, nie wypada. Śmiali by się ludzie, że my poważni ludzie, a na łańcuchach się bujamy. Jak barany na łące. Chodźcie. Pojedziemy. Lata młodości sobie powspominamy- przekonywał najbardziej trzeźwy. Cieć puści maszynę.

Jedziemy, jedziemy

Dozorca niezbyt ochoczo wyręczał operatora karuzeli. Dał się jednak przekonać flaszeczką gorzałki, którą jeden z kumpli dźwigał w teczce. Koledzy wsiedli w foteliki, umościli się. Przypięli łańcuszkami. Gdy byli gotowi, dozorca przełożył wajchę. Włączył silnik elektryczny, który napędzał przekładnię, a ta poruszała czaszą karuzeli z przywieszonymi na łańcuchach fotelikami.

Karuzela ruszyła, ale nim się rozpędziła na cały gaz, zachęcali dozorcę, żeby wsiadł i przejechał się z nimi. - Wsiadaj, wsiadaj polecimy w kosmos marudził - jeden z gości, co to łeb do alkoholu miał słabiutki. No i dozorca dał się kusić balującym mężczyznom. Dopędził wiszący fotelik. W biegu wgramolił się do niego, zwiesił nogi jak nakazywał regulamin tej maszyny rozrywkowej, przypiął łańcuszkiem, żeby podczas dużej prędkości nie wyrzuciło go jak z katapulty.

Z przyśpiewkami 

Karuzela nabierała prędkości. Chyba nawet przekroczyła zakładaną podczas legalnych występów. Prędkość wzmocniła organizmy zwłaszcza trzech gości imieninowych. Czuli się znakomicie. Zaczęli śpiewać piosenki biesiadne. Nawet im wychodziło. Po kilku okrążeniach w pełnym biegu, panowie w fotelikach przybrali pozycję horyzontalną. Znaczy się latali równolegle do ziemi.

Po kilku następnych zawirowaniach jeden nie wytrzymał. Krzyczał, darł gębę. Głośno prosił, błagał - niech ktoś toto zatrzyma, bo mnie muli w brzuchu. Nikt nie mógł sprostać jego prośbom. Wszyscy fruwali. Otworzył usta i zamiast piosenki opróżnił zawartość żołądka, która zakreśliła na ziemi krąg. Gdy sąsiad z kolejnego fotelika karuzeli zobaczył ten popis, również został poddany niemal takiej samej operacji. Trzeci gość przerwał piosenkę w połowie refrenu. Chciał zachować twarz, silną wolę, że nic go nie bierze. Niestety, bez zbędnych czynności dołączył do prezentacji, jaką kumple wykonali. Linia znacząca okrąg rosła w siłę. Była coraz bardziej widoczna.

Pomocy, ratunku

Dozorca również dołączył do przygodnych pasażerów. Nawet szybciej niż się spodziewał. Końca nie było widać. Karuzela wirowała całą mocą silnika elektrycznego. Ani myślała się zatrzymać. Pasażerowie przymusowo wykorzystywali prawo fizyki o działaniu siły odśrodkowej. Jakby byli wyżęci po praniu, wisieli w fotelikach. Zaczęli wołać o pomoc. Nikt jednak nie przychodził. Bo i kto koło północy będzie szedł do wesołego miasteczka?

A maszyna nie przyjmowała próśb, ani błagań. Wywijała krzesełkami z wiszącymi na nich, trzeźwiejących w ekspresowym tempie mężczyznami. Pozbawili się wszelakich złogów w żołądkach. Alkohol odparował, odwirował. Wytrzeźwieli. Ale teraz z wirowania karuzeli wpakowali się w nowe zaburzenia, upijali się fruwaniem. Byli na graniczy wytrzymania fizycznego i psychicznego. Błagali, wołali o pomoc. Karuzela - jakby się uparła, czy zawściekła - ani myślała zatrzymać się. Nie pomagały błagania, zaklęcia. Słychać było jedynie zgrzyty przekładni zębatej karuzeli i monotonny szum silnika elektrycznego zakłócany biadoleniem o ratunek.

Wyłącz wajchę!

Jeden z mieszkańców pobliskiego bloku właśnie wyprowadził psa. Zdziwiło go trochę, że karuzela pracuje. Podszedł bliżej. Zobaczył, że to wykończeni kosmicznymi ćwiczeniami ludzie testują maszynę. Gdy dozorca przelatywał obok przygodnego obserwatora, wymamrotał: Waj..., waj... wajcha! Przy następnym okrążeniu znów wracał do słowa z poprzedniego przelotu - Wajcha!

Obserwator wreszcie pojął, że chyba już mają dość podniebnych wojaży. Podszedł do tablicy rozdzielczej, szarpnął wajchę, prąd wyłączył. Karuzela stanęła. Amatorzy jazdy jakby spływali z krzesełek. Dotknąwszy stopami ziemi, nie mogli stać. Wprost nie dowierzali, że po kilkugodzinnej podróży w czasie, wrócili na błękitną planetę. Jakimś sposobem dotarli do domów. Teraz samo patrzenie nawet na unieruchomioną karuzelę powoduje "déjà vu".

Fot. pixabay

Zdjęcie ilustracyjne

Aktualizacja: 27/02/2025 15:00
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Konecki24.pl




Reklama
Wróć do