
Konecka dzielnica Browary ma ścisły związek z browarem piwnym, który mieścił się na terenie folwarku. W czasie II wojny światowej, partyzanci zastrzelili jego zarządcę SS-obersturmfuhrer Petera Schultze. A planowali jedynie go wybatożyć. Po wojnie córka Schultza chciała prochy ekshumować i zabrać do Austrii. Po "szkoleniu" grabarza w UB, zwłok nie odnalazł...
Dobra ziemskie hrabiostwa Tarnowskich obejmowały tereny w Modliszewicach i Końskich - Browary.
Nazwa Browary pochodzi od browaru piwnego, który wzniesiono w 1889 roku. Ta data jest wyryta w murze po wewnętrznej stronie szczytowej ściany budynku dojrzewalni. Ściany magazynu na beczkowane piwo, mają grubość około metra. Wzniesiony z kamienia na różne zaprawy gliniane i wapienne.
Browar splajtował, a budynek długo przez II wojną zaadoptowany został na mieszkania dla pracowników najemnych. I nadal mieszkają w nim ludzie, którzy wykupili lokale od Świętokrzyskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego. Od południowej strony do kamiennego budynku magazynu browaru został dostawiony drewniany domek, z modrzewia. W nim były pomieszczenia dla administracji folwarku i służbowe mieszkanie dla kierownika. Na obrzeżach podwórka stał drewniany dom dla pracowników, kuźnia, stajnia, warsztat naprawczy, magazyn zbóż, obora i stodoła.
W nocy z 15 na 16 sierpnia 1943 roku, dywersanci podpalili maszyny rolnicze w stodołach. Spaliła się olbrzymia stodoła Offizierswirtschaft na "Browarach". Po II wojnie wybudowano nową, którą również strawił ogień powstały ponoć od uderzenia pioruna. Dopiero kolejna stodoła została częściowo wymurowana.
Za płotem ówczesnego podwórka - placu folwarcznego, stał drewniany budynek z murowanym segmentem. To była ochronka prowadzona (1938 – 1945) przez zakonnice, Siostry Pasjonatki, a utrzymywana przez przez hrabiostwo Tarnowskich. Po wojnie władze ochronkę zlikwidowały. Miejsce zajął Dom Dziecka, który przyjmował sieroty wojenne. Pod koniec lat 50. XX wieku zadomowił się internat Państwowego Liceum Pedagogicznego w Końskich. Teren ochronki - późniejszego internatu zarósł lasem. Między drzewami walają się fragmenty blach z pokrycia dachu i resztki mebli. W miejscu, gdzie obecnie stoi blok wielorodzinny tuż przy ul. Browarnej była wozownia na dorożki, bryczki, wozy konne do przewożenia ładunków.
Podczas II wojny folwarkiem zarządzał (porucznik) SS-obersturmfuhrer Peter Schultze. Z tego co opowiadali mi ówcześni mieszkańcy Browar, był to starszy wiekiem Austriak. Przysłany z frontu wschodniego na rekonwalescencję. A przy okazji pracował jako zarządca. Historia niesie różne wersje tych samych wydarzeń. Tak było i z SS-obersturmfuhrerem Peterem Schultze.
Dla polskich pracowników w majątku ziemskim był kierownikiem. Ludzie musieli go słuchać, polecenia wykonywać sumiennie. Był wrogiem, od którego w każdej chwili można było się spodziewać straszliwych reakcji. Nie zamierzamy wybielać tego SS-mana. Jednak już po wojnie wspominali taki epizod, jak do folwarku przyszli gestapowcy. Pytali o Michalskiego. Peter Schultze przewertował dokumenty i stwierdził, że taki tu nie pracuje. Niemniej gestapowcy powiedzieli, że gdyby się pojawił, niech przyjdzie do ich siedziby (obecne KZO przy ul. Fabrycznej) po ubrania rozstrzelanych Anny i Władysława Michalskich. Stracono ich po zamachu na Eduarda Fittinga.
Ale historia niesie również i takie wiadomości, że Kreisleiter SS-obersturmfuhrer Peter Schultze, szalał po okolicznych wsiach. Ściągał kontyngenty, nadzorował wywózki Polaków na przymusowe roboty do Niemiec. Przy tym bił i mordował opornych. Były to raczej przesadzone informacje. Partyzanci postanowili dać mu nauczkę. I tu nasuwa się refleksja, gdyby Schultze był katem, nauczka byłaby jedna: kula w łeb. Tymczasem postanowiono dać mu tuzin batów na gołą... I z takim zamiarem partyzanci poszli na Browary. Akcję miała przeprowadzić grupa uderzeniowa pod dowództwem Waldemara Szwieca "Robota", którą stanowili: Józef Domagała "Wilk" i Tomasz Zdzienicki "Tom" obaj z Placówki Niekłań oraz Tadeusz Szpala "Kajtek", który w koneckie przybył z "Robotem" z Gór Świętokrzyskich.
Pracownik z majątku "Sobieraj" NN ustalił, że najbardziej dogodnym momentem do przykarcenia Petera Schultze będzie piątek, kiedy do majątku przychodzi wielu interesantów. Partyzanci zmieszają się z nimi. Nic nie wzbudzi podejrzeń. Schultze i czterej żandarmi, którzy posiadali jedynie jeden pistolet maszynowy i karabiny repetowane po każdym wystrzale, korzystali z przerwy obiadowej.
17 kwietnia 1943 roku, partyzanci weszli do biura majątku Browary. Rozbroili żandarmów. Weszli do pokoju Schultzego. Ten widząc napastników najpierw sięgnął po broń, a gdy "Wilk" przewrócił stół, zaczął uciekać. "Robot" posłał za nim serię z pm. Zamiast batów na goły tyłek, padł martwy. Partyzanci zniszczyli połączenie telefoniczne i żandarmom kazali siedzieć cicho.
Prawdopodobnie SS-obersturmfuhrer Peter Schultze został pochowany na niemieckim cmentarzu w centrum Końskich. Jak w konskie.org.pl pisze Michał Huber - "według zachowanej dokumentacji wraz z końcem 1943 roku na cmentarzu żołnierzy niemieckich "na skwerku" spoczywało 49 poległych. Dokumentacja jest jednak niestety prawdopodobnie niekompletna, gdyż przy ostatnim pochowanym w 1943 roku Zugwachtmeisterze Gerke odnotowano już numer grobu 60".
16 stycznia 1945 roku, Końskich wkroczyli wyzwoliciele sowieccy. Z cmentarza w centrum zebrano krzyże, a ziemne nagrobki został wyrównane czołgiem. Rozjeździli mogiły i ogłosili koniec hitlerowskiej nekropolii! Po zakończeniu wojny, córka Petera Schultze w Czerwonym Krzyżu dowiedziała się, gdzie jest pochowany jej ojciec. Wystarała się o wszelkie dokumenty, pozwolenia, świadectwa. Przyjechała do Końskich z pozwoleniem na ekshumację ojca i wywiezienie szczątków. Ktoś odnalazł grabarza, który dla niego kopał mogiłę. Prosiła, by wskazał miejsce pochówku. Grabarz sumiennie przekopywał teren cmentarza. Na próżno. Powód był prosty - nocą grabarz meldował się w koneckim Urzędzie Bezpieczeństwa, na pamięć uczył gdzie ma kopać. I według instrukcji UB, przekopał teren z tą różnicą, że szukał tylko między dawnymi grobami. Bo przecież nic w ziemi nie było! Przerył większość terenu. Nie znalazł nic.
Dopiero podczas likwidacji cmentarza w maju 2017 roku, wykopano wszystkie szczątki. W resztkach trumien ekipa prowadząca ekshumację znalazła doczesne szczątki żołnierzy niemieckich, butów z długimi cholewami, fragmenty mundurów, niekiedy epolety, bagnet, butelkę alkoholu. Było kilka połówek nieśmiertelników, a ewidencja pogrzebanych – jak wspomniałem – wszystkich pochowanych nie ujęła. Szczątki wywieziono do Siemianowic Śląskich i tam pochowano na niemieckim cmentarzu.
MARIAN KLUSEK
Zdjęcia: Marioan Klusek; org.pl; Fotopolska
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie