
W dwudziestoleciu międzywojennym po koneckich drogach jeździły autobusy. Te samochody komunikacji pasażerskiej zabierały kilkanaście, a często nieco więcej osób i kursowały na różnych trasach. Wiadomo, że docierały do Radoszyc, Końskich, Kielc, Przedborza, Łodzi.
Dziś mało kto wie o tamtej komunikacji pasażerskiej. Żadnych opracowań na ten temat nie ma.
Szczątkowe informacje pojawiają się na marginesie wydarzeń politycznych, gospodarczych. A przecież to był taki czas, gdy wszechobecne konie, dorożki, furmanki, dyliżanse eliminowały z transportu osobowego mechaniczne konie ukryte w kadłubach nowych wozów.
I te pojazdy jeździły po brukowanych i szutrowych drogach. Podnosiły z jezdni pył, kurz, piasek. Za jadącym samochodem pasażerskim gnał tuman, coś na rodzaj chmury z posypki, jaką na drogę układano. Mknęły busy z pasażerami na pokładach. Przebycie trasy z Końskich do Radoszyc, Kielc, czy Przedborza to było dla tamtych autobusów nie lada wyzwanie. Niektóre samochody posiadały koła z dębowymi szprychami. Szybko jednak zmieniono na stalowe. Za kierownicą siedział jaśnie pan szofer z mistrzowskimi umiejętnościami. Musiał na drodze omijać wyrwy, dziury i to w taki sposób, by żadna felga drewniana, a później stalowa nie złamała się.
Trudno w Końskich czy powiecie odnaleźć osobę, która by pamiętała te autobusy. No może kiedyś nimi podróżowała, ale dziś szczegóły z pamięci uleciały. Niemniej autobusy pozostały na fotografiach. Wtedy ludzi poczytywali sobie za zaszczyt, że kto uwiecznia na fotografii jego pojazd. Będzie sławny - kalkulował. Dla porównania dziś wystarczy obiektyw aparatu skierować na autobus, a już zza kierownicy wysiada pan szofer i przepytuje. A po co to fotografowanie, a dla kogo, a czemu, a nie wolno. No nie wolno i już! - podkreśla ostro.
Zdjęcia tamtych autobusów, o wdzięcznych nazwach: "Kurier Konecki", "Express Radoszycki" czy też bez imion namalowanych na bokach karoserii, są pamiątką po ludziach, którzy w naszym powiecie organizowali i wprowadzali w życie nowy środek komunikacji pasażerskiej.
Marian Adamczyk, regionalista, historyk wspomina o koneckich autobusach kursujących w latach 30.XX wieku: autobus należał do spółki o nazwie "Zgoda" z siedzibą w Radoszycach. Konecka polsko-żydowska spółka przewozowa (stronę polską reprezentował Franciszek Kulczykowski) autobusami noszącymi "dumne" nazwy przewoziła pasażerów do Kielc, Łodzi, Przedborza, Radoszyc a nawet Łodzi.
Wspólnikami byli mieszkańcy Radoszyc: bracia Franciszek i Józef Kulczykowscy, Paweł Molasy i Franciszek Jankowski. Zapłatę za przejazd przyjmowano w pieniądzach. A gdy ludzie pieniędzy nie posiadali, bo o zarobienie ich było niezmiernie trudno, płacili w naturze: jajka, sery, masło, kury i gęsi. Autobusy tej spółki miały od 12 do 18 miejsc dla pasażerów.
Dokładnie nie wiadomo, czy w tamtym czasie na terenie powiatu koneckiego działała jedna, wspomniana firma przewozowa, czy było ich więcej. Być może w sąsiednich miastach również istniały spółki (przedsiębiorstwa) transportowe, a bazy i siedziby miały w Szydłowcu, Przedborzu, Kielcach. Konecki dworzec autobusowy, a właściwie plac - rzec można manewrowy - gdzie autobusy oczekiwały na pasażerów był przed domem doktora Feliksa Zbrożka. Od wielu lat dom zajmuje Biblioteka Pedagogiczna. To obecna ulica ks. Józefa Granata, która dociera do ul. Zamkowej idącej później obok muru parkowego.
W tamtym czasie w centralnym miejscu stał duży drewniany dom, studnia i murowana, stylowa kamieniczka banku. I tylko na fotografiach autobusy stoją, oczekują na pasażerów. Jest pan przodownik policji z szablą u boku dumnie prężący się obok samochodów, a drugi przodownik siedzi na zderzaku auta. Na tej fotografii nie ma innych autobusów o wspomnianych imionach, a jedynie stoją szoferzy. Po wojnie jeden z panów Kulczykowskich prowadził firmę przewozów pasażerskich. Miał chyba z demobilu autobus o dziwacznych kształtach malowany w kolorach czerwonym, białym, brązowym - o ile mnie pamięć nie myli. Długo po wycofaniu z trasy autobus stał na podwórku posesji przy ul. Wjazdowej w Końskich.
Później pan Kulczykowski przesiadł się za kółko taxi. W Końskich i okolicy chyba wszyscy go znali. Tu warto wspomnieć epizod, prywatnego życia współwłaściciela firmy przewozowej "Zgoda". Jego żoną była Katarzyna Borkowska-Kulczykowska. To najmłodsza siostra Jana Piwnika "Ponurego". Podczas różnych spotkań, ciepło, serdecznie z oddaniem dla ludzi, słuchaczy opowiadała nam o bracie, znakomitym mężu, rodzinie. To właśnie pani Katarzyna z podkomendnymi jej brata Jana Piwnika "Ponurego", zabiegała o sprowadzenie do Polski jego doczesnych szczątków. Po wielu latach starania, "Ponury" do Polski wrócił.
Jak pisze dr Marek Jedynak z Delegatury IPN w Kielcach:
W Wąchocku na urnę z prochami oczekiwały siostry "Ponurego" Katarzyna Kulczykowska i Alicja Sokołowska oraz Marian Świderski "Dzik", powiadomieni w ostatniej chwili. Jeszcze tego wieczora w klasztorze odprawiona została msza święta za duszę "Ponurego", którego prochy w murach świątyni oczekiwały na uroczysty pogrzeb do czerwca 1988 r.
MARIAN KLUSEK
Fot. Archiwum ATUT
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie