Rok temu pisaliśmy o rodzinie Piwowarskich ze Stąporkowa, cywilnych bohaterach II wojny. To oni przez 1300 dni dali schronienie w bunkrze pod stodołą zbiegłych z transportu śmierci do Treblinki Żydom: Janowi i Mali Hendler, Izaakowi i Ryfce Nisenbaum, Dawidowi i Gutcie Fridberg. 15 listopada 2025 r. do Stąporkowa przyjechała młodzież z Tel Awiwu. Wśród nich byli wnuk i wnuczka żydowskiego chłopca Józia, który we wspomnianym bunkrze z innymi przetrwał wojnę.
15 listopada 2025 r. do Stąporkowa przyjechali Żydzi z Izraela. Oprócz wnuków Józia, przyjechały również jego dwie córki.
Podczas spotkania z potomkami rodziny Piwowarskich łzy wzruszenia odbierały mowę. Dało się odczuć ich wdzięczność jaką kierowali do rodziny Mariana Piwowarskiego, którego rodzice i brat narażali swoje życie. Młodzież z Tel Awiwu wysłuchała opowieści o ukrywaniu rodzin żydowskich. Honory gospodarza czynili Jarosław Młodawski, burmistrz Stąporkowa, radni miejscy.
Klaudia Pieprzak, prawnuczka Piwowarskich informowała, że na początku moich poszukiwań nie spodziewałam się nawet, że uda mi się odnaleźć kogokolwiek z rodzin ocalałych, a co dopiero kogoś, kto spędził ponad dwa 2 lata swojego życia w bunkrze u moich pradziadków. Teraz zdaję sobie sprawę, że bez tego nigdy byśmy się nie zobaczyli. Pomimo, że wiedziałam, że uratowali 6 ludzkich żyć, to dopiero gdy zobaczyłam zdjęcia wszystkich tych, którzy żyją dzięki mojej rodzinie, uświadomiłam sobie jak wielką rzecz zrobili. Takiej wdzięczności jeszcze nigdy nie widziałam. To jest ponadczasowe, połączenie rodzin na wiele pokoleń.
Przypomnijmy zatem tamte czarne wojenne dni, jakie Piwowarscy przeżywali w Wołowie.
To szczególny przykład bezinteresownego działania, odwagi zwykłych ludzi, którzy codziennie narażali własne życie. Przeprowadzili przez meandry wojny, czas niepokoju i wszechobecnej śmierci, zagwarantowali trwające od 1942 do drugiej połowy stycznia 1945 r. codzienne bytowanie Żydom: Janowi i Mali Hendler, Izaakowi i Ryfce Nisenbaum, Dawidowi i Gutcie Fridberg. W kryjówce pod klepiskiem w stodole Piwowarskich, spędzili 1300 dni.
Getto w Końskich obejmowało teren, który wyznaczały ulice: Berka Joselewicza, Kazanowską, Krakowską, 3 Maja i następnie ul. Kilińskiego, Jatkową, Warszawską, Bóżniczą i Nowy Świat. W tym kwartale miasta stłoczyli ok. 10 tysięcy Żydów koneckich i przyprowadzonych z Radoszyc, Gowarczowa, Przedborza oraz tym dużą grupę przesiedleńców z Wielkopolski, Płocka i Łodzi. Do likwidacji getta w Końskich Niemcy przystąpili nad ranem 3 października 1942 r. Po selekcji, w trakcie której zabito około 60 osób, wyznaczono ponad 6000 osób. Pognano kolumnę ulicami Warszawską, Jatkową, Małachowskiego na stację kolejową i skierowali do KL Treblinka. 3 listopada 1942 r. rozpoczęli ostatnią fazę likwidowania ostatniego getta w dystrykcie Radomskim, jaka były Końskie. Z 3000 Żydów część skierowano do KL Treblinki, część dotarła do Szydłowca. Wszystkich, którzy próbowali się ukrywać, zamordowano na miejscu. Kilkorgu osobom udało się uciec i u Polaków przetrwać wojnę.
Opowiemy o jednym z takich przypadków, o bohaterskiej rodzinie Piwowarskich z Wołowa. Korzystamy z informacji własnych, ze wspomnień Mariana Piwowarskiego, "Sprawiedliwego wśród Narodów Świata", spisanych w maju 2005 r. przez uczniów klasy III b Gimnazjum nr 44 w Łodzi. Te wspomnienia przytaczała na zebraniach Teresa Polak, była prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego w Stąporkowie. Podkreśla niebywałą odwagę rodziny Piwowarskich z Wołowa.
Jadąc drogą z Odrowąża do Końskich, na początku Wołowa po prawej stronie stoi drewniany dom. Jest podwórko i zabudowania gospodarskie. W latach 30. XX wieku dom Piwowarskich miał numer 1. - W domu mieszkali dziadek z babcią i okresowo wujek, po stronie zachodniej zamieszkiwała nasza rodzina: Józef Piwowarski i Stefania Piwowarska z d. Szcześniak matka, Henryk Piwowarski i Marian Piwowarski synowie - wspominał Marian Piwowarski (zmarł 7 stycznia 2014 r.). Ojciec Józef pracował w tartaku. W marcu 1939 r. został zmobilizowany do wojska; odbył kampanię wrześniową w batalionie samochodowym, został internowany na Węgry. Powrócił do kraju pod koniec 1940 r. Zatrudniono go w tym samym tartaku Wołów, który był administrowany przez Niemca. Matka zajmowała się gospodarstwem domowym, po części dorabiała krawiectwem.
- Pewnego dnia w 1942 r. ojciec wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Matka powiedziała, że nie ma jeszcze obiadu. Ojciec na to, że jedzenie wcale mu nie w głowie. Wyprosił nas, chłopców, na podwórko. Został sam z matką i o czymś długo rozmawiali - przytaczał wspomnienia Marian Piwowarski. - Zawołali nas do domu. Ojciec powiedział, że musimy przechować osoby ścigane przez Niemców. Przyrzekliśmy, że nikomu nie powiemy, co się dzieje w naszym domu, choćby skórę z nas ściągano. Wieczorem przyszli Żydzi: Jan i Mala Hendler, Izaak i Ryfka Nisenbaum, Dawid i Guta Fridberg. Mieli między dwadzieścia a trzydzieści lat. Oni dopiero wkraczali w dorosłość.
Zamieszkali razem z nami. Było niebezpiecznie. Za oknem ruchliwa droga. Często pełna samochodów z żołnierzami. Ojciec wraz ze swym bratem Antonim, budowali kryjówkę. Pod klepiskiem w stodole zrobili ziemiankę 5 na 6 metrów. Kopali w nocy, by nikt nie widział. To była hałda piasku żółtego, rozsypywanego po podwórku, który przykrywałem czarną ziemią. Klepisko było pokryte grubymi deskami. Zamaskowane wejście, znajdowało się w oborze. W ziemiance były piętrowe łóżka wykonane z desek. Na nich sienniki. Była wentylacja rura o długości około 10 metrów z wylotem w podmurówce stodoły. Zimą gdy był mróz z ziemianki wydobywała się para wodna. Przestrzegliśmy ich żeby zatykali otwór szmatą, a wietrzenie robili nocą. Kiedy było możliwe, wychodzili do obory rozprostować kości, a czasem popatrzeć przez szparę w ścianie na świat.
Kilka miesięcy później do kryjówki przybyły: Rachela Niesenbaum, zwana przez nas Reginą, siostra Dawida, a po jakimś czasie jej pięcioletni synek nazywany przez nas Józiem. W ziemiance Józio często płakał. Mój ojciec brał go na ręce i przez szparę w oborze pokazywał świat. Mały się uspokajał i mówił, że "chciałby popatrzeć przez prawdziwe okno". Pod koniec 1943 r. Händlerom skończyły się pieniądze na żywność. Wiedząc o tym rodzice zapewnili, że nasza rodzina będzie się dzielić z nimi każdym kęsem, ostatnim kawałkiem chleba.
W 1944 r. na wiosnę, przez kilka tygodni i drugi raz w sierpniu i wrześniu kwaterowało na naszym podwórku kilkunastu własowców. Także w mieszkaniu u nas i u dziadków. To była prawdziwa plaga. Zajrzeli w każdy kąt, spenetrowali zabudowania gospodarcze, stodołę, szopę, poddasze obory. Jeden z nich zauważył obiad na kuchni w dużym garze i szybko ocenił, że "jest to pożywienie dla 20 osób". Matka musiała się tłumaczyć, że gotuje na dwa dni. Ich komendant z adiutantem, którzy tu mieszkali również żywili się z kuchni matki potwierdzili jej słowa. To było alibi nie do przecenienia. Na podwórko z drogi skręcali funkcjonariusze z SS i inni mundurowi z trupimi czaszkami na czapkach.
Po rozpoczęciu ofensywy styczniowej w 1945 r. dał się zauważyć wzmożony ruch na drodze Skarżysko - Końskie. Niemcy w popłochu uciekali. Wyzwolenie Wołowa, Stąporkowa i okolicznych miejscowości nastąpiło 19 stycznia 1945 r. Kilka dni później wszyscy wyszli z kryjówki. Nigdy nie zapomnę Guty, która była taka serdeczna i wdzięczna ojcu za okazaną pomoc, tak bardzo mu dziękowała. Ojciec, speszony podziękowaniami w obecności matki i mnie, odrzekł, że "był to nasz obowiązek udzielić pomocy potrzebującym". I odwrócił się, by nie pokazać łez, które napłynęły mu do oczu ze wzruszenia. Tak zakończył się ponad dwu i półroczny okres przechowywania rodzin żydowskich, okres pełen napięć i obaw, co przyniesie jutro - wspominał wzruszony Marian Piwowarski.
Dawid Friedberg i jego żona Guta, a także siostra Dawida - Rachela z synem osiedlili się w Końskich. Utrzymywaliśmy z nimi stałe kontakty.
Po wojnie Marian Piwowarski wyjechał do Łodzi. Studiował ekonomię w WSE.
W latach 1954-58 z żoną Janiną, córką Jacentego Piętka z Pardołowa, przebywali na placówce handlowej w Brazylii. Otrzymał skierowanie po stażu w Ministerstwie Handlu Zagranicznego. Gdy pan Marian na urlop przyjeżdżał do Wołowa, odwiedzał rodzinę żony w Pardołowie. Spotykał się z sąsiadami i opowiadał nie tylko o wojennym czasie, ocieraniu się o śmierć w Wołowie, ale też o służbie w dyplomacji, egzotycznym kraju jakim była Brazylia.
Po czterdziestu jeden latach od wspomnianego styczniowego dnia 1945 r., z inicjatywy Guty Friedberg, matka Stefania otrzymała z Instytutu Yad Vashem list: Droga Pani Piwowarska! Mam przyjemność poinformowania Pani, że komisja ds. przyznawania tytułu "Sprawiedliwego wśród Narodów Świata" na swej sesji w dniu 8 kwietnia 1986 r. postanowiła przyznać Pani, mężowi i synom jako wyraz najwyższego uznania tytułu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Ten zaszczytny tytuł sprowadza się do medalu i dyplomu uznania, a także przywileju posiadania drzewka zasadzonego w Waszym imieniu przy Yad Vashem w Jerozolimie. Proszę przyjąć nasze gratulacje i najlepsze życzenia - Dr Mordecai Paldiel, dyrektor departamentu "Sprawiedliwych Jerozolima".
19 listopada 1986 r. w Yad Vashem dokonano oficjalnej ceremonii wręczenia medalu, dyplomu honorowego oraz zasadzenia drzewka w alei "Sprawiedliwych" Na medalu i dyplomie wymienione są imiona członków rodziny z czasu okupacji: Józef, Stefania, Mieczysław (powinno być Henryk) i Marian Piwowarscy. Ceremonia odbyła się w obecności Guty Friedberg i jej licznej rodziny oraz udziałem Izaaka Niesenbauma, dawnego Józia i jego córek. Matka zasadziła również drzewko w Alei Sprawiedliwych przy Yad Vashem. Marian Piwowarski zmarł w połowie grudnia 2013 r. Pochowany jest w Łodzi. Od 1998 r. w Kielcach przy alei IX Wieków Kielc na murze "Sprawiedliwych" znajduje się pamiątkowa plakietka rodziny.
Fot. Gmina Stąporków
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie